Szanowna Czytelniczko lub Szanowny Czytelniku!
Nadal muszę zwracać się do Ciebie (przepraszam za bezpośredniość) w takiej podwójnej formie, albowiem zarówno w kwestii ostrości mojego widzenia i spostrzegawczości, jak i dzielącej nas fizycznie odległości, to od czasu, kiedy poprzednio pisałem do Ciebie — nie zmieniło się raczej zbyt wiele.
Jednakże teraz, gdy przeczytałaś/łeś i znasz już moje „Drżenia niedojrzałości" zakładam, że nasza relacja duchowa uległa dość istotnej modyfikacji i w sferze mentalnej (mam taką głęboką nadzieję) opuściła już obszar obojętnej nieświadomości, wynikającej z nieznajomości podobnej do tej typowej dla ludzi zupełnie sobie obcych i w ogóle nie wiedzących o swoim istnieniu.
Od teraz, chcąc nie chcąc, łączy nas już ten niezwykły rodzaj interakcji, w ramach którego stanowimy wzajemnie niezbędny, symbiotyczny tandem: autor — czytelnik, czytelnik — autor.
W nim autor uzyskuje potwierdzenie sensu swojego istnienia jako tak wykreowana przez siebie „kreatura", a czytelnik przekracza próg pewnej intymności (do której świadomie dopuszcza go autor), by mieć poczucie przejęcia roli wyjątkowego powiernika, uczestnika i recenzenta myśli, postaw, działań i dokonań przedstawionych mu „tete-a-tete" przez autora.
Taka specyficzna zależność i korelacja diametralnie skracają dystans i definitywnie zamykają okres beznamiętnej obojętności i przypadkowego mijania się w swoich odległych od siebie czasoprzestrzeniach.
A wobec tego, niniejszym i nasze światy zaczęły mieć, przynajmniej w jakimś niewielkim fragmencie, wspólną trajektorię i zbliżoną orbitę.
Ostatecznym wyznacznikiem stopnia tej naszej swoistej paranteli będzie Twoje nastawienie do percepcji moich wierszy i zakres Twojej ich akceptacji i asymilacji, bądź negacji i odrzucenia.
Od tego będzie zależało, czy mamy kursy kolizyjne i nie powinniśmy już więcej zbliżać się do siebie, a raczej należałoby unikać siebie nawzajem; czy też zacieśnianie naszych więzi może stanowić swego rodzaju „booster" dodający naszej zażyłości nowej siły i mocy, i pozwalający każdej stronie bardziej świadomie wyznaczać i osiągać kolejne poziomy wzajemnego zrozumienia. a także duchowego współistnienia.
Wszystko to sprawia, że uznałem, że powinienem skierować do Ciebie zarówno te słowa, jak i przyporządkowane poszczególnym wierszom opisy, ponieważ doszedłem do wniosku, że wypadałoby kilka rzeczy wyjaśnić, rozjaśnić i wytłumaczyć chociażby po to, by wszyscy ci, którzy oczywiście uznają to za przydatne dla nich, mieli możliwość poznania, przyjęcia i skonfrontowania ze swoimi wyobrażeniami — mojego, nieco bardziej osobistego, spojrzenia na moje wiersze.
Uważam, że jestem to winien wszystkim tym, którzy zdecydowali się sięgnąć po mój tomik poezji nie z przypadku, ale w poszukiwaniu czegoś więcej, czegoś innego, czegoś co będzie dla nich czymś nowym, inspirującym i prowadzącym do nieznanych im dotąd miejsc, z których będą mogli spojrzeć na swój własny świat może z nieco innej perspektywy.
Ten niestandardowy Suplement do „Drżeń niedojrzałości" przeznaczony jest więc przede wszystkim dla tych, którzy poprzez jego lekturę i analizę chcieliby sięgnąć dużo głębiej, dostrzec znacznie więcej, a może zrozumieć coś jeszcze, zwłaszcza w kontekście odniesienia tego wszystkiego do swoich własnych doznań i emocji.
Każdy przecież sam tworzy swoje, wyjątkowe, bardzo spersonalizowane, odrębne obrazy, wizje i wyobrażenia dotyczące interpretacji tego, co przeczytał.
Najczęściej buduje je poprzez przepuszczenie poznawanych treści przez pryzmat własnego punktu widzenia, który oryginalnie powstaje w sposób niezwykle subiektywny, w oparciu o jego wiedzę, osobiste przeżycia i doświadczenia.
W związku z tym, nawet sytuacje na pozór bardzo podobne do siebie, mogą dla różnych osób mieć zupełnie inne znaczenia, odmienny ciężar gatunkowy, wywoływać emocje o różnej intensywności i spełniać bądź nie ich oczekiwania.
Ponadto, czasem pozornie kompletnie oderwane od siebie zdarzenia, emocje rodzące się na podstawie różnych źródeł i przyczyn, czy przypadkowych sytuacji, prowadzą często do zaskakujących finałów i wpływają na nas oraz zmieniają naszą emocjonalność w sposób zupełnie nieprzewidywalny, nieodgadniony i niejednokrotnie absolutnie zaskakujący dla nas samych.
Może warto czasem zatrzymać się na chwilę, nieco się nad tym zastanowić, spróbować to dostrzec i zrozumieć, gdyż może to być kluczem do odkrycia samego siebie, a także podjęcia próby przejęcia kontroli i panowania nad swoją emocjonalnością oraz budowania swojej samoświadomości i samoakceptacji.
Aby mój punkt widzenia mógł być pomocny w tym wszystkim przynajmniej dla niektórych z moich czytelników, chyba muszę zacząć ode mnie, bo przecież, jak by nie było, to ja wprowadziłem i spowodowałem całe to zamieszanie.
Zacznę zatem od tego, że muszę stwierdzić, iż lubię poezję, nawet bardzo.
Ja romantyk, rozumiany jako ktoś utożsamiający się ze spojrzeniem na życie i poezję nastawionym na poszukiwanie uczuciowości, szacunku dla istoty, roli i wagi jednostki oraz odrębności i wyjątkowości każdego z nas; w związku z niedoskonałością zastanego świata — zostałem niejako zmuszony do nieustannego buntu przeciwko wszelkim przejawom nieszczerości, fałszu, zimnej, bezdusznej kalkulacji, pustej zawiści, głupoty, wrogości i obojętności; a także wszystkiemu temu, co w podobnym stopniu powoduje, że gubimy i tracimy nasze człowieczeństwo.
W ramach niepowstrzymanej potrzeby oderwania się od tak bardzo ułomnej rzeczywistości, czasem z bezradności oraz bezsilności lub szukając siły, motywacji i wzorców, chętnie uciekałem w idealny, nieco mistyczny świat poezji.
Od najwcześniejszych lat czytałem wiersze i starałem się poznawać najrozmaitszych autorów, którzy potrafili w piękny sposób pokazać i przekazać swoje myśli, a co więcej, swoje emocje.
Dzięki temu pozwalali mi doświadczać tego, czego doświadczyli sami i co sami przeżyli lub poprzez opisy przeżyć osób trzecich (po drobiazgowej, umiejętnej identyfikacji i przeanalizowaniu ich emocji) przybliżali mi ich świat i dawali mi szansę na jego współodczuwanie, a poprzez to przynajmniej podjęcie próby jego zrozumienia.
To nie zawsze była empatia. To wcale nie musiały być wyłącznie laurki, panegiryki i peany.
Niejednokrotnie było to przenikanie do najgłębszych emocji, docieranie do najbardziej skrywanych zakamarków duszy i umysłu, by można było, niejako patrząc na świat i zdarzenia z perspektywy danej osoby, próbować poznać i dookreślić jej przeżycia.
Po wielokroć, analizując poszczególne wiersze, zastanawiałem się co ja bym zrobił, jak bym zareagował, czy potrafiłbym zapanować nad taką sytuacją, gdyby to mnie ktoś umieścił w jej (epi)centrum.
A przecież nie jest to łatwe, albowiem świat emocji każdego z nas jest jedną z najbardziej osobistych, prywatnych, tajemniczych i nieodgadnionych sfer, które stanowią nieustanną, choć niezwykle fascynującą, zagadkę nawet dla nas samych.
Przecież tyle razy (prawdopodobnie każdy z nas, choć wielu nie chce się do tego przyznać) przyłapujemy siebie samych na reakcjach i emocjach, o które wcześniej wcale byśmy siebie nie podejrzewali, a w konkretnej, namacalnej, często aż nadrealnej (przytłaczającej i jak się nieraz okazuje przerastającej nas) sytuacji robimy rzeczy będące zaskoczeniem dla nas samych i to całkowicie odmienne od składanych przez nas wcześniej, buńczucznych i niezwykle kategorycznych deklaracji.
Na zimno, w teorii, bez emocji, stojąc nieco z boku danych wydarzeń — jesteśmy przekonani, że wiemy i rozumiemy wszystko.
Znamy odpowiedzi na każde pytanie, z łatwością i szybkością porównywalną do pstryknięcia palcami podajemy natychmiast jedyne, trywialne, właściwe i pozornie oczywiste rozwiązanie.
Wydaje się nam, że absolutnie panujemy nad sytuacją, jesteśmy panami (lub paniami) świata i wszystko jest banalnie proste, czarno — białe, klarowne i pod kontrolą.
Jednak prawdziwe życie szybko i niejednokrotnie bardzo brutalnie weryfikuje wszelkie teoretyczne rozważania i pseudomądrości.
W poezji szukam odpowiedzi na pytanie jaka może być ta mityczna i posągowa prawda; czysta, szczera, naturalna i odruchowa reakcja w sytuacji kryzysu, napięcia, szoku, zaskoczenia, strachu, obawy i bezradności; ale także i w momentach euforii, radości i absolutnej afirmacji życia i świata.
Zawsze fascynowało mnie to, jak poprzez wydawałoby się proste, oczywiste i pospolite, niby wszechobecne i teoretycznie dostępne każdemu słowa oraz bardzo lapidarny, skrótowy, niejednokrotnie wręcz minimalistyczny przekaz — niektórzy potrafią „opowiedzieć" niezwykłe i ważne historie; opisać wydarzenia mające ogromny wpływ na życie ich samych lub zupełnie innych osób.
Podziwiałem ich za to, że dostrzegają i ukazują nam rzeczy, których sami nie potrafiliśmy dostrzec, gdyż zabiegani i zajęci „życiem" omijaliśmy i pomijaliśmy je, nie widząc ich wcale lub udając, że ich nie widzimy, wmawiając sobie, że skoro ich nie zauważamy, to znaczy, że ich nie ma lub są nieistotne.
Taka nasza postawa niejednokrotnie była wynikiem wygodnictwa, szukania wymówki i usprawiedliwienia dla swojej obojętności, maskowaniem swoich słabości i samolubnego koncentrowania się na sobie i swoim dobrostanie, osiąganym niejednokrotnie kosztem innych oraz wbrew odwiecznym zasadom i prawom honoru, godności, uczciwości i humanizmu.
W moim odczuciu autor to uczestnik i widz; reporter i sprawozdawca; ktoś kto czasem na zimno, z dystansem relacjonuje dane zdarzenie, które uzna za ważne, pozostawiając rzecz bez komentarza, a innym razem, w sposób niezwykle zaangażowany, sugestywny i jawnie stronniczy, zdecydowanie opowiada się za czymś, nie przyjmując do wiadomości żadnego innego punktu widzenia.
Choć przecież najczęściej robi tak dokładnie po to, by kogoś poruszyć, obudzić i wzbudzić, zmusić do myślenia, okazania zrozumienia i otwartego poparcia przedstawianego stanowiska, określonej postawy oraz przyjętego kierunku myślenia.
Innym razem wręcz przeciwnie — oczekuje wywołania w czytelniku reakcji buntu, chce nim wstrząsnąć tak mocno, by ten wzburzony i zbulwersowany opowiedział się po drugiej stronie i bez wahania wystąpił w obronie słabszych, bezbronnych i atakowanych.
Dla autora najgorsza jest sytuacja, w której u czytelnika nie wywołuje żadnych reakcji, w żaden sposób nie wpływa na podkręcenie lub zmianę jego poglądów, przekonań ani zachowań.
Tu od razu przychodzi mi na myśl Bruno Jasieński i jeden z cytatów, które uważam za kamienie milowe świadomego człowieczeństwa (niezależnie od tego, że ten cytat jest prawdopodobnie jedyną rzeczą, którą mogę uznać za taką, która mnie z nim łączy, ale to w żaden sposób nie zmienia mojego szacunku dla tej jego myśli):
„Nie bój się wrogów —
w najgorszym razie mogą Cię zabić.
Nie bój się przyjaciół —
w najgorszym razie mogą Cię zdradzić.
Strzeż się obojętnych —
nie zabijają i nie zdradzają, ale za ich milczącą zgodą,
mord i zdrada istnieją na świecie"
Bruno Jasieński — Zmowa obojętnych.
I to walka z wszelką obojętnością jest prawdopodobnie motorem działania każdego twórcy, który liczy na to, że to co ma do przekazania jest naprawdę ważne nie tylko dla niego.
Ale jest oczywiście również i takie zagrożenie, że brak jakiejkolwiek reakcji czytelnika nie wynika z jego obojętności jako takiej, a z braku doszukania się w twórczości autora jakichkolwiek wyższych wartości.
W takim przypadku to jest kompletna porażka, która wskazuje, że jako autor poniósł on sromotną klęskę i jest po prostu zbędny.
W zasadzie powinien zająć się czymś innym, gdyż jego filozofia, punkt widzenia, sposób rozumienia świata i swojego w nim miejsca, prawdopodobnie oznaczają, że jest zupełnie osamotniony w swoim, wyalienowanym, jednoosobowym kosmosie.
Aby tego uniknąć stosuje najrozmaitsze możliwe i dostępne mu środki i sposoby przekazu, które mogą być łatwiej zauważone.
Dlatego też próbując zrozumieć przekazywane przez autora treści zawsze należy pamiętać, że patrzymy na swego rodzaju kreację, będącą najczęściej pewną kompilacją modyfikowanych elementów składowych mających stworzyć niejednorodną, wielopoziomową mieszaninę wielu różnych punktów widzenia i sposobów dotarcia do niezwykle wymagającego i zróżnicowanego odbiorcy.
W moim przypadku pisanie wierszy to próba przedstawienia problemu, idei, woli, dążeń i emocji, analizowanych z różnej perspektywy.
Wiersze są moim głosem w danej sprawie, ale tomik poezji nie jest prostym, zwykłym pamiętnikiem ani dokładnym zapisem przebytych sytuacji.
Poszczególne wiersze powstają jako wyraz emocji i reakcji zarówno moich, jak i zupełnie innych osób, które czasem znam i obserwuję bezpośrednio, a czasem wiem coś o nich tylko z rozmaitych innych relacji.
Są moją wersją jakiejś prawdy, ale nie uzurpuję sobie prawa do twierdzenia, że ta moja jest jedyną, niepodważalną i nieomylnie objawioną.
To mój sposób na zachęcenie czytelnika do interakcji, skłonienia go do przemyśleń na dany temat i zajęcia przez niego swojego stanowiska.
Przecież najcelniej i najdosadniej ujął to ks. Józef Tischner wskazując, że:
„Są trzy prawdy: świento prawda, tys prawda i gówno prawda"
Józef Tischner, Historia filozofii po góralsku.
Dlatego też i przedstawione w Suplemencie moje spojrzenie na pisane przeze mnie wiersze absolutnie nie jest klasyczną ich egzegezą i wcale nie należy go traktować jako narzucania komukolwiek jakiejś mojej, niepodlegającej dyskusji, doktryny i mądrości.
Jest to jedynie wskazanie i pokazanie, że można je interpretować na przykład właśnie i w ten sposób.
Podkreślam jednak jeszcze raz, że mam nadzieję, że każdy będzie interpretował je po swojemu, według własnych kryteriów, przemyśleń i sposobów ich rozumienia.
Dla mnie, jako dla autora, największą radością, satysfakcją i... zaszczytem byłoby, gdyby ktoś znalazł w nich odniesienia do swojego świata, swoich przeżyć, reakcji i zachowań oraz gdyby uznał, że wnoszą coś nowego do jego podejścia do poznawania samego siebie.
Oczywiście istnieje niebezpieczeństwo, że moje wyjaśnienia i opisy wierszy w pewien sposób zawężą i ograniczą komuś pole interpretacji.
Co więcej, mam wrażenie, że takie zimne i drobiazgowe rozkładanie na czynniki pierwsze, a także bardzo przecież stronnicze analizowanie mojej poezji, w jakimś sensie ją zabija i unicestwia jej niedookreślenie i uniwersalność.
W końcu wiersze w swojej naturze, aby były prawdziwe, wcale nie potrzebują ociosywania, formatowania ani przycinania ich do standardowych, powszechnie znanych, zrozumiałych i akceptowalnych ramek.
Jednak właśnie ich autentyczność i źródło bijące gdzieś w okolicy serca, mogą równocześnie powodować, że czasem trzeba je w pewien sposób przepuścić przez filtr umieszczony z kolei gdzieś bliżej głowy, tak by jaśniej, zwięźlej i precyzyjniej wyartykułować pierwotne emocje i przeżycia.
Dzięki temu mogą być bardziej zrozumiałe, przystępne i bliższe dla większej grupy różnych osób o niejednakowej wrażliwości, które mogły sięgnąć po nie w oczekiwaniu na doszukanie się w nich odmiennych doznań i mogą być otwarte na przyjęcie nieoczywistych i nowych dla nich eksplikacji.
W związku z tym ten Suplement jest jedynie dodatkiem, podpowiedzią, delikatną sugestią przekazywaną przede wszystkim tym, którzy mając tego pełną świadomość, gotowi są do zapoznania się z nim po to, by celowo skonfrontować swoje wcześniej wyrobione już wyobrażenia z moją wizją i moim spojrzeniem.
I wcale nie chodzi tu o uzyskanie i potwierdzenie w pełni tożsamych wyników zwłaszcza, że moje doświadczenia i opisy mogą niejednokrotnie dotyczyć sytuacji bardzo indywidualnych i abstrakcyjnych dla kogoś innego.
A może wręcz przeciwnie, to zupełnie inne interpretacje, reakcje i wnioski mogą być kluczowe dla oceny przez kogoś wartości poznawania tych wierszy i ich przydatności dla pogłębienia przez niego zrozumienia jego własnego świata.
Tak czy inaczej, jeśli chodzi o moje oczekiwania i nadzieje wiązane z oddziaływaniem mojej poezji, to ważne jest to, by moje wiersze były powodami, pretekstami lub przyczynami wywołującymi jakieś przemyślenia, analizy i aktywności wpływające na zajęcie wobec nich określonego stanowiska.
Jest to dla mnie ważne tym bardziej, że pokazanie światu moich wierszy było dla mnie nie lada wyzwaniem i długo walczyłem z obawą przed „publicznym odkryciem moich emocji".
Skoro już się na to zdecydowałem to, jak każdy autor, mam nadzieję, że poruszam tematy ważne nie tylko dla mnie, że dotyczą one też i innych ludzi i... że nie jestem zupełnie sam w moim własnym, wyalienowanym, jednoosobowym kosmosie...
eLKa