Zapraszam do zapoznania się z moim
tomikiem poezji "Drżenia niedojrzałości"
Wolne Miasto Warszawa, 12.02.2024
Pod koniec stycznia gruchnęła wiadomość, że dwie osoby (podawano wcześniej i większą liczbę ofiar) podczas wchodzenia na szczyt Śnieżki w Karkonoszach zsunęły się do Kotła Łomniczki, w którym straciły życie po około 900m niekontrolowanym zjeździe po lodzie, śniegu, krzakach i kamieniach.
Kilka dni temu w internecie pojawił się filmik „dokumentujący" pierwszą cześć tego dramatu, uchwyconą przypadkiem przez innych turystów wchodzących szlakiem i znajdujących się (na oko, po analizie filmiku) pewnie około 500m drogi przed szczytem.
Na filmiku widać najpierw pierwszą z ofiar, która wpada do Kotła niemal spod samych „latających talerzy", czyli budynku Obserwatorium Meteorologicznego pod szczytem, a potem, po kilku sekundach, widać drugą osobę... zsuwającą się w dół z innego miejsca na dojściu około 100m przed tym budynkiem.
Świadczy to o tym, że te osoby nie szły razem, a w każdym razie nie były obok siebie w momencie prawdopodobnego poślizgnięcia się jednej z nich, co mogłoby wówczas wskazywać na przypadkowe ściągnięcie czy pociągnięcie za sobą tej drugiej osoby.
Te dwa upadki i „zjazdy" były z różnych miejsc.
Słyszany w tle nagrania szarpany komentarz przerażonych turystów obserwujących to zdarzenie zdaje się być odzwierciedleniem plątaniny myśli i domysłów zarówno obserwujących ten dramat na żywo jak i wszystkich oglądających później to udostępnione nagranie, gdyż taki widok po pierwsze, budzi przerażenie, współczucie i... wiarę w to, że może jakimś cudem takie szaleństwo mimo wszystko dobrze się skończy, z drugiej, pobrzmiewa niedowierzanie, że to w ogóle się dzieje naprawdę, a z trzeciej, pojawia się podejrzenie, że to może nie jest tragiczny wypadek, a ktoś robi to celowo... bo znalazł sobie taki sposób na bezmyślną zabawę, udowadnianie sobie i wszystkim, że mogę wszystko, czy wymyśla nową formę niestandardowych i sprzecznych z logiką oraz bezpieczeństwem aktywności w górach.
Swego rodzaju potwierdzeniem rodzących się wątpliwości był „zjazd", po chwili, drugiej z osób właśnie z zupełnie innego miejsca, bo znowu wskazywał, że nie byli razem, a mógł świadczyć o tym, że robią to celowo lub gdyby okazało się, że tylko pierwszy turysta uległ wypadkowi – mogłoby to też być zamierzone, niemal instynktowne działanie drugiego – chcącego w tak dramatyczny sposób go ratować i mu pomóc bez względu na grożące niebezpieczeństwo (choć przecież świadczyłoby to równocześnie o kompletnym braku wyobraźni i świadomości takiego niebezpieczeństwa oraz śmiertelnego zagrożenia).
Mogłoby tak być, gdyby te osoby były np. spokrewnione czy razem, choć jak widać szły w sporej odległości od siebie.
Kolejne (ale może wcale nie ostateczne) informacje z Policji wskazują raczej, że te dwie ofiary to ludzie zupełnie sobie obcy, którzy spadli (poślizgnęli się) niezależnie od siebie, a bardzo możliwe, że druga z ofiar spadła, bo zagapiła się obserwując ześlizg pierwszej i podeszła zbyt blisko do lodowej krawędzi.
Pytanie również czy obaj (bo już wiadomo, że to dwaj mężczyźni) szli po szlaku i wytyczonej trasie, czy byli poza nim, w miejscu zakazanym.
Należy też pamiętać, że Śnieżka jest szczytem tak niebezpiecznym między innymi i dlatego, że bardzo często, poza oczywistą w styczniu zimową aurą (która potrafi tam występować prawie przez pół roku) i niską temperaturą – szaleją tam niemal huraganowe wiatry powodujące, że nawet w lecie nieraz trudno tam ustać na nogach.
Pchanie się tam zimą jest z natury mało rozsądne (przynajmniej moim skromnym zdaniem jako osoby, która po górach sporo w życiu chodziła), a na pewno wymaga już nawet nie dużych, a wielkich umiejętności, specjalistycznego sprzętu, w tym raków (a tu w zasadzie „raczków"), czekanów, lin i asekuracji partnerów oraz... poruszania się po otwartym w danym dniu szlaku, połączonym z niezwykłą pokorą i szacunkiem dla bezwzględnej, aczkolwiek tak pięknej i urzekającej natury.
Trudno jest oceniać ofiary, bo z jednej strony nie mam o nich absolutnie żadnej wiedzy, a poza tym, niezależnie od bezpośredniej przyczyny tej tragedii – odczuwam oczywiste współczucie zarówno dla ich nieszczęścia jak i dramatu ich najbliższych, ale jednak, w obliczu rozpaczliwego i niezwykle emocjonalnego (co teoretycznie zrozumiałe) apelu żony jednej z ofiar – mimo wszystko pozwolę sobie na kilka słów komentarza.
Żona tej ofiary osobom prezentującym wspomniany filmik w internecie zarzuciła bezduszność i brak poszanowania prywatności ofiar i ich rodzin oraz że przez to ma przed oczami traumatyczny obraz ostatnich chwil życia jej męża.
Nie mnie oceniać prawo każdego do prywatności ani zakres jego obowiązywania w miejscach publicznych, ale ja osobiście w tym nagraniu nie widzę niczego zdrożnego ani tym bardziej chęci wskazania jakiejś bezdusznej rozrywki polegającej na robieniu sensacji z czyjejś tragedii.
Na filmie widać turystów, którzy idąc spokojnie wyznaczonym szlakiem, przy okazji uwieczniając to co widzą dookoła i nieodległy już dla nich szczyt Śnieżki... przypadkiem nagrywają dramat człowieka zsuwającego się bezradnie w rynnę, w której nie mając się jak zatrzymać nabiera prędkości, po czym znika gdzieś niżej poza jakimś wyłomem czy wielką śnieżną muldą lub lawiniskiem.
Równocześnie, a w zasadzie po chwili, z przerażeniem (artykułowanym słyszanym w tle komentarzem), dostrzegają drugą osobę zsuwającą się czy wpadającą z innego miejsca w tę samą rynnę.
Wypowiadane myśli i różne domysły co się w ogóle dzieje – jasno wskazują na ich empatię, współczucie i troskę, a nie żadną głupią radość bezmyślnych gapiów szukających poklasku i emanujących beztroską cynicznej i nieczułej gawiedzi.
Ja rozumem dramat i emocje najbliższej rodziny, bo to jest trauma, którą już będą przeżywać do końca życia, niemniej jednak nawet najbardziej bolesne przeżycia i emocje nie powinny powodować ani tłumaczyć oskarżeń lub oczerniania osób ten filmik publikujących, a już na pewno nie tłumaczą mściwego życzenia im dozgonnych prześladowań wyrzutami sumienia za ich domniemaną niegodziwość.
Po pierwsze, nikt nie ma żadnego przymusu ani konieczności otwierania i oglądania tego filmu, zwłaszcza gdy wie, że może tym rozdrapać nieuleczalne rany i pozostawić w swojej głowie traumatyczne obrazy.
Po drugie, obejrzenie tego filmu przez żonę ofiary wskazuje, że jednak chciała go obejrzeć oraz że było to dla niej całkiem naturalne, bo prawdopodobnie, podobne filmy z innych uchwyconych tragedii sama ogląda chętnie i bez żadnych oporów ani wyrzutów moralnych.
A po trzecie, sądzę że....publikacja takiego filmu może w perspektywie uratować kilka ludzkich istnień, albowiem może niektórzy amatorzy ekstremalnych rozrywek mogą zobaczyć i wreszcie przekonać się i zrozumieć czym kończy się brak wyobraźni, brawura, nierozsądek i przesadne ufanie własnym możliwościom oraz zdolnościom.
Może ktoś (mając już w głowie te drastyczne obrazy) nie pójdzie w góry w złych warunkach, może jeśli już idzie – będzie pamiętał o właściwym sprzęcie, zabezpieczeniach, wyposażeniu przeciwlawinowym itp. oraz o tym, by być w zaufanej, wspierającej się i umiejętnie asekurującej się wzajemnie grupie.
Może odpuści schodzenie z wytyczonego i zabezpieczonego szlaku, podchodzenie do krawędzi, robienie selfi na skraju przepaści, czy będzie pamiętał, że koncentracja przy stawianiu każdego kroku i myślenie gdzie i jak postawić stopę, przenosić ciężar ciała i szukać oporu, oparcia i podparcia oraz możliwości samoasekuracji – są najważniejszymi sprawami w czasie marszu na szczyt i zejścia.
Dość często ostatnio słyszymy o śmiertelnych wypadkach znakomitych sportowców trenujących w górach, bijących rekordy czasu zdobywania szczytów i pokonywania szlaków – co świadczy o tym, że nikt tam nie ma definitywnego patentu na nieśmiertelność, bo z górami jeszcze nikt nie wygrał.
Za każdym razem powtarzam, że w górach można jedynie coś osiągnąć w pełnej z nimi harmonii i symbiozie wynikających z ich dogłębnej znajomości, szacunku dla nich i stałej świadomości ich grozy i potęgi.
Nieodzowną częścią tego szacunku jest przekonanie o zmienności aury i warunków w górach – wymagających stałego czuwania i odpowiedniego reagowania na każdą taką zmianę, przeświadczenie o tym, że nie ma dwóch takich samych wejść (nawet na tę samą górę, jej szczyt czy pokonywanie tej samej trasy i szlaku) oraz że każdego dnia my sami możemy mieć odmienne od poprzednich możliwości czy potencjał do pokonywania wszelkich pojawiających się trudności i różną od poprzedniej zdolność do pokonania odczuwanego zmęczenia, urazów czy osłabienia.
Prawdziwy zdobywca... za każdym razem ma za zadanie szczęśliwie wrócić z gór, i dopiero wtedy jest zwycięzcą, ale nie takim, który twierdzi, że góry pokonał, a takim, który przy ich poszanowaniu... pokonał własne słabości i zrealizował założony plan spędzenia w nich i z nimi niepowtarzalnej przygody i miał szansę przeżycia uduchowiających doznań, które one oferują tym, którzy dorośli do tego, by w pełni je odczuwać i docenić.
Góry muszą być traktowane jak partner, a nie jak wróg czy przeszkoda, ale partner, który nigdy nie zmienia zasad, nie nagina prawdy, nie idzie na skróty i ich nie toleruje oraz zawsze jasno i klarownie wskazuje na pojawiające się niebezpieczeństwa i uznaje tylko wcześniej uzgodnione sposoby radzenia sobie z nimi.
Równocześnie odpowiednio wcześnie daje sygnały wskazujące, że w danym momencie należy odpuścić, cofnąć się i... dostosować do nagłej zmiany sytuacji, którą należy traktować jako obiektywną, niezależną od nas modyfikację możliwego do realizacji planu – powodującą, że nie mamy podstaw do odczuwania jakiejkolwiek porażki, a mamy zachować się dojrzale, odpowiedzialnie, rozsądnie i profesjonalnie, ponieważ zobowiązuje nas do tego nasza więź ze sobą i nasza wzajemna umowa o koegzystencji opartej na nigdy niezmiennych i absolutnie oczywistych zasadach – bardzo jasno i twardo wskazanych i ustalonych na samym początku.
Jeśli ktoś tego nie rozumie i nie przestrzega – nie jest partnerem dla gór, nie nadaje się do świadomego w nich przebywania, a już na pewno nie ma pojęcia o tym czym one są, jak wiele mogą dać... i jak szybko i brutalnie mogą ukarać tych, którzy je gwałcą, gwałcąc i łamiąc niepodważalne i niemal święte zasady uduchowionego z nimi współistnienia.
Ofiary wszelkich wypadków w górach, niezależnie od ich doświadczeń, umiejętności czy przeświadczenia o swojej klasie – to ofiary swoich błędów, złamania zasad, wyjścia poza wzajemnie ustalone ramy i święte oraz nietykalne oraz niezmienne pod żadnym pozorem reguły.
Każdy kto idzie w góry musi mieć tego świadomość... bo to daje mu podstawowe szanse na to, że szczęśliwie wróci, a wcześniej dozna maksimum tego, co te góry mu mogą i chcą zaoferować.
Jakiekolwiek inne podejście to loteria, która bardzo często wskazuje, że nie tylko niczego dobrego nie wygramy, ale że z dużą dozą prawdopodobieństwa wyciągniemy pechowy los, który niejednokrotnie może oznaczać śmierć.
Za każdym razem to jest wielka tragedia, ale równocześnie za każdym razem bardzo szybko dochodzimy do wniosku, że w bardzo prosty sposób można było jej uniknąć... i zupełnie niewiele trzeba było zrobić, by nie narażać się na śmiertelne niebezpieczeństwo.
Bo to śmierć w górach jest porażką, ale nie w konfrontacji z nimi, ale z sobą samym, gdyż oznacza, że wygrała bezczelność, zarozumiałość, pycha, duma i emocjonalna oraz mentalna niedojrzałość przyniesione tam z dolin, równin i zwykłej codzienności.
A góry są niezwykłe i zawsze trzeba to rozumieć, a co najważniejsze umieć je uszanować.
Przede wszystkim we własnym interesie... by przeżyć to coś i móc przeżyć w ogóle.
Ja Ja, Polak mały
P.S.
Kolejnym przykładem wielkiej tragedii wynikającej z łamania zasad obowiązujących w górach jest śmierć 14 letniego narciarza po wypadku na stoku w Krynicy Górskiej.
Tutaj nastolatek (chyba wraz kolegami) zjechał z czynnej trasy na nieoświetloną trasę zamkniętą, na której pracował ratrak zabezpieczony liną asekuracyjną, w którą wjechał/wpadł ten narciarz.
Ta tragedia była wynikiem kompletnego ignorowania znaków, ostrzeżeń i zakazów oraz przeświadczenia, że nam wszystko wolno i co nam zrobicie, a zakazy są dla frajerów, bo my jesteśmy lepsi, inni i ponad prawem, a do tego wszystko wiemy lepiej.
Teraz pozostał ból, rozpacz i dramatyczne pytanie : „Dlaczego?" oraz szukanie winnych tej tragedii.
Zastanawianie się jak bardzo nieprzejezdny był wjazd na tę trasę, iloma znakami i przeszkodami zastawiony i czy można go było zabarykadować umieszczając tam leżący tramwaj jest, moim zdaniem, szukaniem dziury w całym, bo każdą przeszkodę można obejść (objechać), ściąć przez las czy zignorować.
Na drodze zakaz ruchu czy wjazdu jest najczęściej oznaczany tylko znakiem ustawionym obok drogi i nikogo nie tłumaczy to, że nie było tam barykady, muru, strażnika z bronią czy wielkiego ogrodzenia.
Korzystanie ze stoków, wyciągów, kolejek linowych, tras zjazdowych itd. podlega określonym zasadom, których łamanie niemal automatycznie sprowadza śmiertelne zagrożenie zarówno na łamiących te zasady jak i na innych użytkowników i korzystających z tej infrastruktury.
Teraz pozostał niewyobrażalny ból i jeszcze bardziej bolesna świadomość, że podstawową winę za to co się stało ponoszą... rodzice i opiekunowie odpowiedzialni za jego wychowanie, nauczenie szacunku dla prawa, przepisów i zasad, dbałości o właściwe, zgodne z przeznaczeniem korzystanie ze wszystkiego co jest udostępniane turystom oraz świadomości, że wszystko co robię, jeśli nie zachowam należytej uwagi może stanowić zagrożenie zarówno dla mnie jak i dla innych.
To jest bardzo brutalne, ale w Krynicy chłopak zginął na własne życzenie i z własnej winy.
Wielokrotnie jednak taka bezmyślność stwarza zagrożenie i naraża na śmierć innych.
W tym kontekście uważam, że nagłaśnianie takich spraw, włącznie z pokazaniem ewentualnie nagranego ich przebiegu uważam za konieczne, nawet jako jeden z najważniejszych czynników prewencji zapobiegającej wielu kolejnym tego typu zdarzeniom.
Dopiero gdy każdy podejmujący jakąkolwiek aktywność w górach będzie świadomy różnorodności zagrożeń i konieczności zachowania maksymalnej koncentracji, dbałości, staranności we wszystkim co tam robi i zachowania zgodności z oczywistymi przecież zasadami postepowania i zachowania – będzie można mówić o tym, że w górach może być nieco bezpiecznej, ale nawet i to nie jest gwarancją tego, że nie wydarzy się nic niebezpiecznego ani nadzwyczajnego.
Jednakże wtedy wszyscy będą mieli więcej szans na poradzenie sobie w każdej groźnej i niespodziewanej sytuacji, co może pozwolić na wyjście z niej bez szwanku lub z minimalnymi obrażeniami, ale ostatecznie przeżyć.
Tak czy inaczej informacje o takich tragediach, włącznie z posiadanymi ewentualnymi nagraniami, według mnie, należy traktować jako bardzo ważny wkład w edukację wszystkich, nawet tych, którzy na co dzień mają wszystko w nosie, a ich ignorancja, nonszalancja czy obojętność, w sytuacji przemilczenia takich zdarzeń – mogłyby sprawić, że byliby następnymi sprawcami i/lub ofiarami kolejnych tak tragicznych zdarzeń.
Oburzenie rodzin skoncentrowanych na swojej tragedii jest zrozumiałą formą egoizmu, aczkolwiek i one muszą mieć świadomość, że nawet tak bolesne dla nich publiczne rozdrapywanie ich ran... finalne może nawet i ich uchronić przed kolejnym takim dramatem, bo nie jest powiedziane, że już nikt z ich rodziny nie popełniłby takich samych błędów, gdyby w tak drastyczny sposób nie poznał szczegółów śmierci swoich bliskich nawet, a zwłaszcza, zawinionej przez nich samych.