Walec przemian zaczął się toczyć po wertepach korygowanej autostrady wolności, demokracji i sprawiedliwości, i równocześnie powoduje wielkie dyskusje oraz natychmiastowe oceny sposobu jego prowadzenia.
Nowy rząd, zgodnie ze swoimi zapowiedziami, wziął się od razu do sprzątania zastanej stajni Augiasza.
Faktycznie okazuje się to być zajęcie konieczne i wymagające babrania się w gównie, a zatem nie dziwi wcale, że wszystko śmierdzi niezwykle mocno przy każdej łopacie łajna wywalanej na zewnątrz.
Zakładam, że ile tego tam jest – dowiemy się dopiero, gdy dokopią się do posadzki, ale na razie widać, że cały ten syf sięga niemal powały.
Zazwyczaj staram się powstrzymywać osobiste wycieczki do „polityków", tak by nadal móc traktować ich jak ludzi, którzy mają prawo do własnego zdania i wyznawania nawet dowolnie głupiej odpowiadającej im ideologii.
Jednak w obliczu żenady, wieśniactwa i bezczelności jakie pokazują niemal wszyscy z suwerennie zjednoczonej prawicy, nawet mimo wielkich chęci, nie da się zachować spokoju ani oceny ich w kategoriach ludzi normalnych, uczciwych i traktujących ten kraj jako nasze wspólne dobro.
Wczoraj radni Warszawy podjęli uchwałę o powstaniu tak zwanej strefy czystego transportu, w największym uproszczeniu zakazującą poruszania się po ścisłym centrum naszej stolicy starymi, zdezelowanymi samochodami, a w zasadzie wrakami.
Oczywiście napędzany fałszywym poparciem PISu tłum klakierów suwerennej pseudo wolności, w sposób chamski i prostacki protestował i zakłócał demokratyczne obrady władz miasta – okazując fikcyjną troskę o... no właśnie nie wiadomo o co.