Zapraszam do zapoznania się z moim
tomikiem poezji "Drżenia niedojrzałości"
04.02.2021 Wolne Miasto Warszawa
Nie jestem w stanie zrozumieć logiki działania tego kraju i prawa, które teoretycznie ma nas chronić przed tymi, którzy je łamią.
Właśnie wyczytałem, że gość, który był na lewo „zatrudniony" w komisie samochodowym, a który bezprawnie „pożyczył" sobie wstawiony do sprzedaży tam samochód i go rozbił, nie poniesie za to żadnych konsekwencji.
Ja już pomijam jakieś kretyńskie prawnicze określenia, że „dokonał zaboru w celu krótkotrwałego użycia"...
Takim malutkim, dodatkowym drobiazgiem jest fakt, że samochodem tym był Mclaren 650S, wyceniany na ca. 0,7mln, a oryginalnie kupiony jako nowy za prawie drugie tyle.
Samochód nie miał ubezpieczenia, nie mógł poruszać się po drogach, a gość prawa wyjechać nim poza komis.
Abstrahuję już od bezczelności idioty przekonanego o swoim mistrzostwie i pewności, że jak tylko dadzą mu bolid, to Robert Kubica niech się chowa, bo tu się marnuje prawdziwy, niedoceniony talent.
Gość ukradł samochód (wcale nie jest powiedziane, że by wrócił do komisu) i... na najbliższym rondzie, znajdującym się kilkaset metrów dalej – owinął Mca wokół drzewa, zmieniając go w kupę dymiącego złomu.
Kilku mądrych biegłych badało sprawę i doszli do wniosku, że pacjent miał cukrzycę, a w momencie jazdy i powodowania wypadku miał hiperglikemię.
Rezolutny sąd, biorąc wszystko pod uwagę, pomyślał, pogłówkował i... postanowił, że gość czynu zabronionego dokonał w „stanie chwilowej niepoczytalności", po czym szybko umorzył całą sprawę.
Gdyby nie owinął się wokół drzewa, a rozjechałby na miazgę małe dziecko, staruszkę albo kogokolwiek innego, wysiadłby, otrzepał się i poszedł na piwo, nie oglądając się nawet na tragedię jaką spowodował i zawalenie się świata osób najbliższych ofiarom.
Usprawiedliwieniem dla bezmyślnego cynika, nieudacznika i oszusta, jest choroba nad którą nie panuje (prawdopodobnie nie przestrzega narzuconych restrykcji żywieniowych, zaleceń medycznych dotyczących pracy i wysiłku ani odpowiedniego przyjmowania właściwych leków), a która według sądu ma być obciążeniem dla wszystkich innych dookoła, tylko nie dla niego.
To my, jako społeczeństwo, na dzień dobry ponosimy koszty jego leczenia, niezależnie od powodów jej wystąpienia (które na 99 procent wynikały z jego ignorancji i lekceważenia najpierw profilaktyki, potem ostrzeżeń o pierwszych symptomach, a ostatecznie rygorystycznych zaleceń medycznych).
Teoretycznie, jako wspólnota, godzimy się na utrzymywanie publicznej służby zdrowia, ale moim zdaniem ona nie powinna obejmować łamiących określone zasady i wymogi, bo jeśli chcą to robić, a ze swoim życiem mogą zrobić co chcą (o ile to nie naraża innych), to niech to robią na swój własny koszt i ryzyko.
Ale to jest jeszcze mało.
Uczciwi ludzie, zanim pójdą do pracy, muszą przejść badania i udowodnić, że się nadają i mogą pracować.
Zatrudniają się oficjalnie, płacą podatki i przestrzegają wszelkich zasad, przechodzą szkolenia BHP, podpisują rozmaite dokumenty i zobowiązania oraz ponoszą pełną odpowiedzialność za wszelkie swoje czyny.
Wszechwiedzący sąd uznał, że to my odpowiadamy za wszelkie nieszczęścia związane z życiem tego idioty.
Sąd ma w nosie to, że pracował na czarno, że wsiadł bezprawnie do samochodu, którym nie miał prawa wyjechać na ulicę i nie uznaje, że jest winny spowodowania wypadku i doprowadzenia do ogromnych strat finansowych.
Co więcej, sąd nie obwinia go za zatajenie prawdy (pewnie nikt nie wiedział, że ma cukrzycę), że robił rzeczy, których jako choremu nie wolno było robić, że nie leczył się odpowiednio, nie zażywał leków i nie dbał o bezpieczeństwo swoje i innych wiedząc, że „bywa" niepoczytalny, bo przecież na pewno takie stany miewa cyklicznie. No chyba, że ciężka, odbierająca świadomość cukrzyca, wystąpiła u niego niespodziewanie i nagle dopiero na rondzie.
Łaskawy sąd wymyślił, że choroba sprawcy, stwarzająca jak widać śmiertelne zagrożenie dla otoczenia i jego samego, usprawiedliwia wszystko co robi i pozwala mu bezkarnie zrobić absolutnie wszystko co chce.
Gdyby zaczął strzelać do ludzi i ich zabijać na ulicy, ta jego „chwilowa niepoczytalność" spowodowałaby, że sąd uznałby, że no trudno, ofiary mogły się nie pałętać przed lufą.
Nie wiem, czy to są efekty bardzo dobrze zmienianej ojczyzny, czy świetnie ugruntowanej władzy sędziowskiej, ale to pokazuje, że życie w tym kraju zaczyna być szalenie niebezpieczne dla nas maluczkich.
Jeśli nie masz papierów wariata, nie jesteś pijakiem, złodziejem, szaleńcem, idiotą, czy innym dewiantem – w tym kraju nie masz szans i on nie zamierza cię chronić w żadnej mierze.
Gdy coś powoduje niepoczytalność (lub może ją spowodować w każdej chwili) to trzeba, by taka osoba była odizolowana lub musiała być pod stałym nadzorem, a o takich rzeczach jak prowadzenie samochodu (i milionie innych) nie może nawet myśleć.
Dookoła nas są ludzie, którzy mając nas i nasze bezpieczeństwo w nosie, łamiąc wszelkie logiczne i uczciwe zasady funkcjonowania w społeczeństwie, mogą czuć się absolutnie bezkarni, bo są chronieni albo przez debilne prawo, albo przez debili je interpretujących.
Podejście zmieni się tylko wtedy, gdy sprawa będzie dotyczyć rodziny podejmujących decyzje, gdyż prawdopodobnie dopiero wtedy tragedia ich zaboli i wyprowadzi z zimnej, cynicznej, kretyńskiej obojętności.
Od lat czekam z utęsknieniem na moment, w którym wszelkie zmieniające świadomość czynniki (afekt, choroba, alkohol, narkotyki i wszelkie inne używki itp.) będą stanowić dowód podwójnie obciążający, porównywalny z terroryzmem i powodujący bezdyskusyjne, automatyczne, niezwykle surowe konsekwencje.
Jeśli tego nie będzie, nie będzie też już w tym kraju ludzi normalnych.
Przejmą go we władanie suwerenni złodzieje, pijacy, ćpuny i niezrównoważeni psychicznie oraz niepoczytalni, wiecznie niewinni idioci.
I małym dla mnie pocieszeniem jest to, że będą się bezkarnie zabijać i eliminować, bo mnie to już dawno tu nie będzie.
Prawdopodobnie właśnie przez nich.
Ja Ja, Polak mały