Zapraszam do zapoznania się z moim
tomikiem poezji "Drżenia niedojrzałości"
13.03.2021. Wolne Miasto Warszawa
Jako uzupełnienie moich poprzednich przemyśleń i jednoczesne podejście do bezpieczeństwa na drodze z innej strony niż tylko i aż piętnowanie debili, morderców, pijaków, ćpunów, kretynów i bezmózgich, egoistycznych, przekonanych o swojej świetności i wyższości megalomanów – postanowiłem zacząć lobbować za autokorektą sposobu jeżdżenia przez każdego z nas, uważających, że jesteśmy rozsądni, myślimy, przewidujemy sytuacje na drodze i w zasadzie nie mamy sobie nic do zarzucenia.
Sądzę, że w obliczu tak dramatycznych, codziennych informacji o śmiertelnych wypadkach na drodze, potrzeba z jednej strony karać (definitywnie eliminując ze społeczeństwa dopuszczających się tych karygodnych i nieludzkich przestępstw) te najbardziej drastyczne objawy bezmyślności podsycanej przedziwną, akceptowaną u nas do tej pory bezkarnością, a z drugiej równocześnie próbować doprowadzić do głębszych przemyśleń coraz szerszą grupę nas, wydawałoby się zwykłych kierowców, którzy uważamy, że my jeździmy dobrze i bezpiecznie, zawsze panując nad sytuacją.
Z doniesień medialnych wynika, że wczoraj rozpoczął się proces mordercy z warszawskich Bielan, który w zeszłym roku, jadąc pomarańczowym BMW (podaję to dla łatwiejszej identyfikacji tego morderstwa) zabił na przejściu dla pieszych człowieka, który przechodził przez pasy, bo wybrał się na niedzielnym spacer z rodziną z małymi dziećmi, które tym samym nagle, brutalnie zostały osierocone.
Ponieważ w ramach zarzutów zabójca jest oskarżany o morderstwo, gdyż jechał w mieście 150km/h (a mógł jechać 50km/h), oczywiście łamiąc wszelkie zasady bezpieczeństwa i świadomie narażając wszystkich dookoła na śmierć, to nareszcie widać, że w prezentowanym nowym podejściu do oceny przyczyn i skutków wypadków – ignorowanie takich zagrożeń zaczyna w końcu być traktowane jako rozmyślne, świadome, wymierzone w innych działanie z pełną premedytacją.
Nie wiem czy to jest już milowy krok w kwestii penalizacji u nas bandytyzmu drogowego, ale z pewnością ten mały krok jest równocześnie wielkim krokiem naprzód w dziejach polskiej części ludzkości.
Czekam oczywiście na sztuczki prawników broniących zabójcy, ale mam nadzieję, że z moralnego punktu widzenia nie ma nawet żadnego punktu zaczepienia mogącego w jakikolwiek sposób usprawiedliwić tego antyspołecznego degenerata stawiającego się ponad życiem ludzkim.
Oczywiście dzisiejszy dzień (sobota) nie mógł się różnić od tradycyjnych polskich dni na drodze, a zatem jedną z pierwszych wiadomości jest informacja o śmiertelnym wypadku pod Jaworem w województwie dolnośląskim, w którym na miejscu zginęły 3 osoby, a czwarta (według bieżących informacji) kona w szpitalu.
Nie jestem wszechwiedzącym guru i nie znam żadnych szczegółów wypadku, ale jeśli czytam: „stracił panowanie nad kierownicą, wypadł na łuku drogi i uderzył w drzewo", to na bank jechał dużo za szybko. Nie chcę nikogo dodatkowo oskarżać, ale podejrzewam, że znajdujący się w pojeździe nie byli trzeźwi, bo gdyby byli, to raczej nie zgodziliby się na wariacką jazdę zimową porą. Szczęście, że tym razem głupota jednych nie miała negatywnego wpływu na innych uczestników ruchu i nie ucierpiał nikt postronny. Niemniej jednak śmiem twierdzić, że zginęli wyłącznie na własne życzenie.
To kolejny przykład bezmyślności i świadomego narażania siebie i innych na śmierć, bo jeśli ktoś nie ogarnia, że jak jedzie za szybko (a mamy zimę, zmienne warunki, śnieg, deszcz, lód itd.) to wszystko może się zdarzyć w ciągu ułamka sekundy i nikt nie zapanuje nad żywiołem, nawet Lewis Hamilton (który w F1 jeździ czymś z kosmosu w stosunku do aut na naszych drogach).
Dlatego też zaczynam nieustępliwe, nieustające apelowanie do nas, bo bazowo apelowanie do idiotów jak do tej pory nic nie daje, zacznijmy poważną i konsekwentną wojnę z łamaniem przepisów i narażaniem wszystkich dookoła.
Pokazujmy, że myślimy, przewidujemy, troszczymy się i dbamy o bezpieczeństwo swoje, naszych pasażerów i wszystkich innych uczestników korzystających z tej samej drogi, poruszających się zarówno w innych samochodach, maszynach budowlanych czy rolniczych, na rowerach lub pieszo oraz że mamy świadomość, że w każdej chwili na drogę mogą wbiec różne większe i mniejsze zwierzęta (nawet na autostradach i ekspresówkach otoczonych i teoretycznie zabezpieczonych siatkami ochronnymi).
Niech pierwszym przejawem i potwierdzeniem naszego myślenia o bezpieczeństwie będzie powiedzenie sobie pojadę wolniej.
Na początek proponuję założenie, że zaczynam jeździć z prędkością o DZIESIĘĆ MNIEJ (km/h) niż do tej pory.
Wbrew pozorom, to wcale nie musi oznaczać dłuższej jazdy...
Dziwne? A jednak to prawda!
W mieście jest to bardzo łatwo wykazać, ponieważ nasza droga składa się w większości z jazdy od świateł do świateł, a w związku z tym dużą cześć czasu „jazdy" zajmuje stanie na światłach i czekanie na zielone.
Szybsze dojechanie do jednych świateł wcale nie gwarantuje, że „nie utkniemy" na następnych.
W związku z tym bardzo często spokojna, wolna jazda powoduje, że na przestrzeni 3., 4. świateł nadal jesteśmy obok tych, którzy z piskiem opon, szpanując, ruszają jak szaleni... by za dwieście lub za sto metrów gwałtownie hamować, bo zaraz są następne światła.
Naprawdę najwyższy czas by wszyscy pojęli i zaakceptowali, że miejscem wyścigów są specjalnie do tego przygotowane i zabezpieczone tory, a nie ulice, a do tego pamiętajmy (a to jest bardzo ważne), że to, że ktoś rusza z większą prędkością wcale nie jest dowodem na to, że jest od nas lepszy i nie możemy poddawać się zdradzieckiej chęci szalonej i głupiej rywalizacji.
Do uczciwej i w miarę miarodajnej rywalizacji potrzeba równych i tożsamych warunków, a takich nigdy nie ma, więc nie da się tego rozstrzygnąć.
Na marginesie, nawet w F1 nie ma spełnionych warunków równości, sprawiedliwości i możliwości pełnego porównania zawodników... bo każdy jedzie w zupełnie innym samochodzie (często nawet w ramach tego samego zespołu, patrz KUBICA vs RUSSEL w WILLIAMSIE w sezonie 2018/19, bo zespół nie potrafił wyprodukować odpowiedniej liczby części i złożyć z nich takich samych samochodów).
Droga absolutnie nie jest i nie może być miejscem wyścigów i rywalizacji, a włączanie się do tego typu zachowań świadczy o braku dojrzałości, mądrości i przestępczym akceptowaniu stwarzania zagrożenia dla wszystkich dookoła.
Wielka prośba do wszystkich na drodze, w sytuacji jakiejkolwiek próby idiotycznego prowokowania nas przez debili (gazowanie na światłach, wyprzedzanie na siłę itp.) i jakiejkolwiek próby wywierania na nas presji – odpuszczajmy, zdejmijmy nogę z gazu i nawet zwolnijmy, to naprawdę nie jest dyshonor ani żadna ujma.
Przeciwnie to jest wyraz naszej wyższości, klasy i siły, bo nikomu nie musimy niczego udowadniać, gdyż nie mamy żadnych kompleksów, nie potrzebujemy zwracania na siebie uwagi poprzez bezmyślne hałasowanie, gazowanie, czy kretyńskie zatruwanie środowiska.
Co więcej zacznijmy się czuć podwójnie wygrani, bo wolniejsza jazda to dużo mniejsze spalanie paliwa i zdecydowanie ograniczone zużycie wszystkich części naszego samochodu (zwłaszcza opon, hamulców, skrzyni biegów itd.).
Widać to najlepiej podczas jazdy na tzw. drodze szybkiego ruchu, bo, co oczywiste, ci pędzący na wariata mają dużo większe zużycie paliwa i w dużo większym stopniu obciążają samochód, generując w krótkim czasie duże, na pozór ukryte koszty, a mimo wszystko albo nie przebywają całej drogi szybciej od nas, albo ta różnica jest właściwie niezauważalna.
Spostrzegawczym, pokonującym długie trasy na autostradach, proponuję zwrócenie uwagi na szaleńczo pędzących i nieustannie migających wszystkim światłami, bo oni cierpią na swego rodzaju schizofrenię kierowcy, który na przemian pędzi wariacko 200km/h, po czym po kilkuset metrach gwałtownie hamuje, bo jest przed nim inny samochód lub wyprzedzająca kogoś na długim odcinku ciężarówka, po czym znów rozpędza się szaleńczo. I tak w koło Macieju. Ich średnia prędkość nie różni się wiele od naszej, często spokojnie ustawionej i kontrolowanej przez cruise'a, który pozwala siedzieć wygodnie, zmieniać pozycję za kierownicą i delektować się jazdą.
Oni teraz nas mijają, tylko że za dwieście kilometrów my miniemy ich na stacji benzynowej, na której muszą znowu wlać najdroższe paliwo do pełna, podczas gdy my nadal i długo jeszcze będziemy jechać na tym samym baku.
Uśmiechnijmy się wtedy do siebie, bo to dopiero początek ich dodatkowych kosztów wymiany całej masy nadmiernie eksploatowanych podzespołów.
Dla przykładu w F1 jazda na maksa powoduje, że na komplecie opon da się przejechać tylko kilkanaście do kilkudziesięciu okrążeń, czyli w uproszczeniu... 100 – 150km, a poza tym np. w trakcie ca. 20 wyścigów niszczą... 4 silniki, dwie skrzynie biegów, a reszta samochodu jest wymieniana po kilka razy.
My jadąc wolniej oszczędzamy wielkie pieniądze i... mnóstwo czasu, który mamy dla siebie, rodziny, na swoje przyjemności, czy nawet zarabianie pieniędzy.
Domorośli mistrzowie kierownicy zapłacą za swoje szpanerstwo i jednoczesne powodowanie wielkiego zagrożenia nie tylko bezpośrednio płacąc olbrzymie kwoty ale również tracąc mnóstwo czasu najpierw na (raczej nudne i bezsensowne moim zdaniem) tankowania, a potem na (jeszcze nudniejsze i o wiele bardziej bezproduktywne) mitrężenie czasu w warsztatach samochodowych.
Pomijam już zupełnie kwestie zamieszania przy pomniejszych wypadkach, stłuczkach lub zatrzymaniach przez policję (zarówno jawną jak i tajną) oraz straty czasu przy czekaniu na wypisywanie mandatu (o samej kasie za mandat nie wspomnę).
Doprowadźmy to tego, że ktoś łamiący przepisy, zakłócający spokój na drodze, przekraczający normy hałasu i emisji spalin, będzie wreszcie traktowany jak odmieniec i dziwak, a także, że będzie łatwiej dostrzegany i wyłapywany, a następnie karany mandatami przez policję.
Ich dziecinada rujnuje naszą planetę, nasze powietrze i nasze uszy, a na pewno nie wskazuje na jakiekolwiek ich cechy warte naśladowania.
To są zakompleksione zera i o ile nie zmienią podejścia do świata, to zerami zostaną do śmierci, która całkiem możliwe, że spotka ich już niebawem.
Dlatego też z pełnym przekonaniem proponuję: „DZIESIĘĆ MNIEJ", jako pierwszy krok do nowego spojrzenia na siebie na drodze.
Bądźmy dumni z tego, że nie szpanujemy, że dojeżdżamy do celu bezpiecznie i... na czas dlatego, że myślimy, przewidujemy i naprawdę kontrolujemy sytuację.
Jestem przekonany, że przy takim podejściu wiele osób stwierdzi, że jazda przestała być stresująca, nerwowa, że nic ich nie boli, bo całą drogę ktoś jechał spięty i znerwicowany.
Dzięki temu będziemy jechali odprężeni i wypoczęci, nie będziemy potrzebować dodatkowych postojów na kawę, czy (szkodliwe przecież) inne dopalacze typu RB, MV, czy nawet CC.
Dojedziemy na czas, szczęśliwsi i.. o wiele bogatsi, a co najważniejsze będziemy żywi.
Nie wiem czy uda mi się namówić do takiego podejścia wiele osób, ale mam nadzieję, że powoli ta grupa będzie się systematycznie zwiększać i doceniać to niby nowe, ale zaskakująco efektywne i poprawiające nasze samopoczucie myślenie o nas w samochodzie i w ... szczęśliwym życiu.
Nie wiem jak wy, ale ja od dzisiaj będę jeździł: „DZIESIĘĆ MNIEJ".
Wszystkim myślącym życzę szerokiej drogi, a tych innych odmieńców to już w ogóle nie chciałbym spotykać na mojej drodze.
Ja Ja, Polak mały