Zapraszam do zapoznania się z moim
tomikiem poezji "Drżenia niedojrzałości"
06.11.2021 Wolne Miasto Warszawa
Dla dobra i ochrony pisdzielskiej władzy - na czuwaniu stale jest trzymany w gotowości jej wierny aparatczyk i niezłomny druh Ryszard Terlecki, od zarania swojej teoretycznie świadomej aktywności wykrzykujący: „mejk PIS not łor".
To dość zadziwiająca i wyjątkowo zaskakująca konsekwencja w głoszeniu haseł przez kogoś, kto niczym chorągiewka ustawia się zawsze do wiejących wiatrów, aczkolwiek w zasadzie można uznać, że nawet (a tak naprawdę zwłaszcza) na dragowym haju był zwolennikiem i orędownikiem życia w komunie.
Jednak wierność głoszonym systemom wartości tradycyjnie trwa u niego tylko tyle, ile uznaje, że pozwala mu to na oderwanie się od rzeczywistości i przejście w stan kompletnego odurzenia i upojenia, zapewniające zerwanie jakichkolwiek logicznych więzi z realnym światem.
Ale za każdym razem dawało mu to i daje nadal poczucie bycia kimś innym, lepszym od innych i nietykalnym.
Stary hipisowski „Pies", wyglądający kiedyś jak cocker spaniel, od dawna przypomina bardziej wizerunki umieszczane na butelkach z denaturatem (co mnie nie dziwi zupełnie i potwierdza, że dawanie w żyłę i w szyję zabija), choć stale, konsekwentnie udaje, że hasło Memento Mori, wcale go nie dotyczy.
Ale jak zwykle przecież tylko udaje.
Ktoś kto jest odpowiedzialny za czynne, wieloletnie propagowanie narkotyków i walnie się przyczynił do budowania ruchu heroinistów nad Wisłą, wpajając młodzieży, że ćpanie da jej wolność – teraz przekonuje wszystkich, że pseudokomunistyczny, autorytarny system bezprawia (wzorowany na tym stworzonym przez Stalina) – da szczęście wszystkim suwerennym obywatelom.
Odnoszę wrażenie, że jego przemiany wewnętrzne prowadzą do przejścia ze stadium poczwarki do stadium... poczwary, bo jakkolwiek można przyjąć, że głoszone przez niego hasła (jedynie w fonetycznym uproszczeniu) są jakoś tam zbieżne z głoszonymi przed laty, to jednak trzeba mieć potwornie skrzywioną i strasznie specyficzną zdolność do interpretacji rzeczywistości, aby móc uznać, że wyznawany, wielbiony i czczony przez niego poprzednio satanistyczny krzyż Nerona (powszechnie nazywany Pacyfą symbol hipisów) - to protoplasta krzyża chrześcijan, który ma teraz nad sobą.
Jak widać nie ma dla niego większego znaczenia czy służy Szatanowi (m.in. oddając się grzesznej rozpuście), czy występuje w obronie moralności i twierdzi, że wyznaje i szanuje chrześcijańskiego Boga oraz jego przykazania.
Rozumiem, że Kościół katalicki daje mu liczne dowody i wskazania, że jego hierarchowie wdrażają i próbują skrywać właśnie taki system wiary w wieczny odpoczynek, a raczej wypoczynek i niczym nieograniczone, bardzo przyziemne, cielesne przyjemności wszelkiej maści; ale trzeźwy Homo sapiens stworzony przez Boga powinien bez problemu odróżniać kiedy i przez kogo jest wodzony na pokuszenie.
To się nazywa instynkt, a bez tego można by odnieść wrażenie, że Pies zdechł za życia.
Ale mimo to nadal, dzielnie służy kolejnemu swojemu panu i zarządzanej przez niego suwerennej sekcie.
Prawdziwie Polska, prawa i sprawiedliwa partia zawsze ochoczo i natychmiastowo klepie wszelkie decyzje swojego małego kapralissimusa (generalissimus to jednak była za wysoka persona i niedościgniony wzorzec nie do podrobienia), za którym zawsze stoi schowana nieco, ale w odpowiednim momencie spuszczana z łańcucha sfora ujadających, wściekłych, skundlonych obrońców nieuchwytnej, mglistej prawdy.
Wśród nich prym wiedzie wiecznie żywy niczym Lenin, a pojawiający się jak nieuchronna śmierć – V-ce marszałek Terlecki i wygłasza swoje kolejne mądrości i bon moty.
Ostatnio zaczął już uaktywniać się i poza Sejmem i naucza już niewiernych gdzie popadnie, nawet w centrach handlowych, choć jego interakcja ze słuchaczami, skonstatowana stwierdzeniem: „Jest Pani kretynką" – świadczy o tym, że prelekcje wygłasza nie do tego elektoratu co trzeba chyba, że tak ocenia każdy, z którym ma do czynienia.
To zresztą potwierdzałoby jego wyalienowanie i oderwanie od świata maluczkich, zwykłych ludzi.
Niestrudzony krzewiciel wolnej miłości, którą rozpustnie i bezbożnie uprawiał m.in. z niejaką Olgą Ostrowską (bardziej znaną potem jako Kora), dziś jest bogobojnym, siedzącym pod krzyżem chrześcijaninem, spędzającym czas na mszach i modlitwach oraz brzydzącym się seksem przedmałżeńskim, wolnością jednostki i prawem człowieka do samostanowienia o sobie.
Ciekawe czy taka przemiana jest wynikiem przeczuwania nadchodzącej już wielkimi krokami wiekuistości, czy tylko pokłosiem starczej impotencji „stawiającej" wszystko w innym świetle i powodującej, że wisi mu już wszystko to co... stało kiedyś... za jego wizją szczęścia na ziemi.
Tak czy inaczej jak widać zbliża się do momentu, w którym wszelkim słuchaczom coraz trudniej będzie odróżnić i zrozumieć co on w ogóle gada, i czy to jest jeszcze cokolwiek związanego ze szlachetną walką o powszechny PEACE, czy tylko małostkową wojenką o PIS dla wybranych.
Niezależnie od tego życie zawsze negatywnie weryfikowało jego porady, dążenia i wskazywane innym drogi dochodzenia do prawdy o życiu i świecie.
Część oczywiście będzie rozumiała wieczne, cyniczne trwanie w PISie jako niezłomną wiarę w to, że rest in PIS jest jedyną drogą do wejcia do wyśnionego raju...
A ja to jednak raczej powiedziałbym rest in peace, aczkolwiek muszę przyznać, że nie byłaby to najbardziej szczera moja deklaracja ever.
Przecież tak nie żegna się psa...
Ja Ja, Polak mały