Zapraszam do zapoznania się z moim
tomikiem poezji "Drżenia niedojrzałości"
08.11.2021 Wolne Miasto Warszawa
Arcy humanitarne podejście wielu domorosłych idealistów do politycznie sterowanego holokaustu szykowanego na naszej wschodniej granicy przez Łukaszenkę – jest dokładnie tym, na co liczy ten kolejny dyktator, przekonany o swojej nietykalności oraz absolutnej, wiecznej i niczym nieograniczonej władzy nad innymi.
Pułapka jaką zastawia na wszystkich próbujących kierować się teoretycznie ludzkimi odruchami – powoli, aczkolwiek systematycznie, zaczyna zaciskać swoją morderczą pętlę.
Teoretycy humanizmu, dający się złapać w sidła współczucia i empatii oraz impulsywnej, niepowstrzymanej potrzeby jednorazowej pomocy bliźniemu - są gotowi z pazurami rzucić się na wszystkich, którzy mówią: „Myślcie i przewidujcie, a nie tylko odruchowo reagujcie emocjonalnie".
Plan Łukaszenki jest oczywisty, prosty i jak dotąd, jak widać po takich reakcjach - przerażająco skuteczny.
To, że zbierani podstępnie z całego świata „nieszczęśliwi" i uciskani przez życie – są nagle zakochani w Polsce (jako jedynej we wrzechświecie arkadii i krainie wiecznej szczęśliwości) – i nie mając o niej zielonego pojęcia... nagle tłumnie zjawiają się u jej wrót właśnie teraz – wymaga głębokiej analizy i rozwagi, a nie pochopnych i przypadkowych gestów, które mogą spowodować nieodwracalne skutki dla wszystkich.
Codziennie zwiększana liczba lotów (obecnie około 40.) ściągających kogo popadnie na Białoruś, po to by ich okraść, uniemożliwić im powrót tam skądkolwiek przyjechali i przerzucić w nieludzkie warunki pod Polską granicę – pokazuje, że tworzona właśnie fala tego tsunami będzie z dnia na dzień rosła, a co więcej, gdyby znalazła możliwość przedarcia się do nas, a nie odbiła się od wysokiego muru – to wleje się niepowstrzymanym, niekończącym się, gwałtownym i stale poszerzającym się klinem - zalewającym i niszczącym wszystko co spotka na swojej drodze.
Wszystkim tym, którzy mówią: „Wpuśćmy ich, bo trzeba im pomóc, gdyż strasznie cierpią"... mówię kategoryczne: NIE.
I nie dlatego, że jestem zimnym, cynicznym sukinsynem, a przynajmniej nie tylko dlatego...
Powiedzenie A wymaga powiedzenia B, a potem C, D itd., aż do... Ż, a to oznacza bardzo wielką odpowiedzialność za wszystko pomiędzy i potem.
Moje NIE wynika z kilku powodów.
Po pierwsze są bardzo jasne, klarowne i oczywiste zasady powodujące, że na teren Rzeczpospolitej i... Unii europejskiej można się dostać tylko według ściśle określonych reguł i po spełnieniu precyzyjnie wskazanych wymogów.
Po drugie nie ma żadnych nagle powstałych przyczyn, by stosować jakiekolwiek wyjątki od tych procedur.
Po trzecie nie da się obronić tezy o humanitarnej konieczności jednorazowego złamania wprowadzonych zasad, co oznacza, że jakiekolwiek ustępstwo i naginanie przyjętych reguł spowodowałoby, że za moralnie naganne, błędne i nieludzkie trzeba by uznać każde dotychczasowe odmówienie komukolwiek zgody na przekroczenie naszej granicy.
Co więcej... tym samym wskazywałoby to, że nie będzie już żadnego moralnego prawa, które mogłoby od tej pory powodować i tłumaczyć odmówienie takiego wstępu komukolwiek.
A to z kolei w zasadzie musiałoby skutkować natychmiastową rezygnacją z posiadania wszelkich granic i możliwości chronienia ich przed kimkolwiek.
Nie wiem czy jesteśmy przygotowani na to, byśmy byli aż tak otwartym domem publicznym.
Na świecie żyje ponad 7mld ludzi.
Nasza część świata (EU) zrzesza obecnie (w dużym uproszczeniu) ca. 600mln Europejczyków.
Jeśli dowolna liczba mieszkańców tego globu uzna, że tu jest jej El Dorado (dokładnie jak ci co teraz prą na naszą granicę), a humanitaryzm miałby nakazać, że muszą tu być wpuszczeni - to nie trzeba chyba specjalnych wywodów matematycznych, logicznych ani filozoficznych, by dojść do konkluzji, że otworzą drogę każdej następnej, a to doprowadzi do sytuacji, że w żaden sposób wszyscy się tu nie pomieszczą, bo zaludnienie w Europie różni się nieco od tego w Kanadzie, czy na Syberii...
To w prostej linii prowadzi do konstatacji, że ktoś kiedyś powie stop – równocześnie wracając do obecnej sytuacji i ponownie stając przed dylematem różnicowania ludzi na tych, którzy mogli i tych, którzy już nie będą mogli tu być.
Tylko, że wtedy nikt nie będzie się mógł tłumaczyć już żadnym prawem, a zwłaszcza moralnym, pozwalającym na podjęcie takiej decyzji.
A jeśli wtedy tych co zostali tu wpuszczeni będzie więcej niż tych, co już tu byli..., a w związku z tym uznają, że to już jest ich teren?
Może nowi stwierdzą, że trzeba pozbyć się tych starych, bo jest za ciasno, bo to inna, niezrozumiała dla nich kultura i zasady funkcjonowania...?
Gwarantuję, że nie odbędzie się to na zasadzie demokratycznych zapytań o to, kto sam, na ochotnika, zgłosi się do takiego „wyjazdu".
Decyzje będą podejmowane bardzo dynamicznie, szybko i mało finezyjnie...
Wszystkich otwartych humanistów i zwolenników stwarzania raju na ziemi odsyłam do historii „wiodących" europejskich demokracji - chociażby Anglii i Francji oraz w pewnym sensie zawdzięczających im swoje istnienie mało już europejskich Stanów Zjednoczonych.
Kolebka nowożytnej demokracji posiada najbardziej rasistowskie, konserwatywne i podzielone społeczeństwo, Anglicy do dzisiaj mają przekonanie o posiadaniu licznych kolonii i odpowiednio do tego traktują pochodzących stamtąd swoich obywateli, a Francuzi, nadając obywatelstwo tym ze „swojej" części Afryki – zamykają ich w gettach i twardo separują od swojej cywilizacji, stale powiększając istniejącą od zawsze mentalną i kulturową przepaść.
Upadek kolonii i fiasko amerykańskiej „integracji wewnętrznej" różnych ludów, kultur i ras - świadczy dobitnie o tym, że w tym przypadku byłoby co najmniej podobnie, a brak jakichkolwiek efektów rozszerzania i sztucznego wprowadzania demokracji gdzieklwiek indziej na świecie, w sposób jasny i brutalny wskazuje oczywisty wynik próby asymilacji z nami (Europejczykami) przedstawicieli innych kultur.
Aktualnie modne powszechne klękanie pod publiczkę, manifestujące wyimaginowaną jedność wszystkich ze wszystkimi, jest podobnie fałszywe, sztuczne i nieszczere jak chrześcijańskie trzymanie pustego miejsca przy wigilijnej wieczerzy, bo ono nie jest przecież przeznaczone dla zbłąkanego, głodnego wędrowca ani żadnego ciemiężonego i szykanowanego uchodźcy...
Myślę, że prawdziwi chrześcijanie (tak mocno teraz trzymający kciuki za uciśnionych koczowników z naszej granicy) nawet Chrystusa długo by sprawdzali, poszukując niepodważalnego dowodu na jego boskość, zanim pozwolili by mu dołączyć do stołu, i to zapewne też tylko pod kategorycznym i nieodwołalnym warunkiem, że poza pisemną gwarancją zapewnienia im życia wiecznego u boku jego Ojca, wkupiłby się przynosząc ze sobą co najmniej wino i ryby.
Brak jakiejkolwiek możliwości porozumienia i logicznego współżycia ze sobą 38 mln światłych demokratów, humanistów i prawdziwie polskich chrześcijan - pozwala mi wątpić w to, że kolejne tysiące, czy miliony osób o innych wyznaniach, kulturach i kolorach skóry, spowodują zmianę oblicza tej ziemi.
Mimo wewań Jana Pawła II - niczyj duch tu jeszcze nie zstąpił i niczego nie zmienił ani trochę... w związku z czym trwamy bezładnie w boskiej, niedokończonej, lokalnej wieży Babel, a „humaniści" chcą się już brać za budowanie drugiego panświatowego Burdż Chalifa.
Wpuszczanie kogoś do swojego domu niesie za sobą konieczność wzięcia za tę osobę odpowiedzialności nawet wtedy, gdy gościna ma trwać tylko kilka godzin.
A co jeśli tu chodzi o przyjęcie kogoś do siebie na zawsze?
Gdzie ma spać, co jeść, co robić, czy ma spać z naszymi dziećmi, czy na ich łóżku, a dzieciom mamy kazać spać na podłodze?
A może ma zająć nasze mejsce i spać w naszym łóżku...?
A co, gdy zaprosi swoich krewnych, którzy przyjdą do nas z tego samego powodu co on?
Jego wpuściliśmy by nie być świnią, bo tak wypada, trzeba, bo on tego potrzebował... , a w takim razie co z nimi?
Czy jego krewni mają być nagle uznani za gorszych od niego i mamy ich potraktować inaczej, bo bez specjalnej przyczyny zmienimy nasz system wartości i logiki postępowania?
A może nie będzie już wtedy odwrotu i jedynym wyjściem będzie samobójcze, konsekwentne okazywanie wszystkim naszego człowieczeństwa...?
A co na to nasze dzieci, które nie rozumieją w ogóle kto przyszedł i dlaczego, czemu ma zająć ich miejsce, zburzyć ich świat i w to miejsce stworzyć swój nowy?
Jeśli ktoś potrafi wziąć odpowiedzialność za wpuszczenie do siebie kogokolwiek – teoretycznie jego wola, ale to musi obciążać jego i wyłącznie jego, i w żaden sposób nie może zaburzać życia wszystkich innych mieszkańców.
A przy okazji zapytam... dlaczego mamy u siebie tylu bezdomnych, których nikt nie przygarnia, nie wspiera, nie bierze do siebie i... pozwala im zdychać na klatkach schodowych naszych bloków?
To prawdopodobnie chrześcijanie, Europejczycy, Polacy, mówiący tym samym językiem co my ludzie wywodzący się z tej samej kultury.
Nasze człowieczeństwo, wyznawana religia, humanizm, empatia i otwarcie na świat - jakoś wcale nie wystarczyły, by im współczuć, by ich wspomóc, by ich przyjąć do siebie i wziąć za nich odpowiedzialność.
Zastanawiam się skąd nagłe twierdzenia, że nasi odrzuceni są gorsi od tych odrzuconych zza naszej granicy i naszym nic się nie należy, a tamtym jesteśmy cokolwiek winni...?
Prośba do wszystkich chwilowych i akcyjnych SAMARYTAN - siądźcie przed lustrem, uderzcie się w piersi i... przygarnijcie na rok jakiegoś naszego bezdomnego.
Utrzymujcie go, uczcie, leczcie go, dajcie mu pracę i przywróćcie społeczeństwu.
Jak już zbawicie wszystkich swoich, ruszcie do zbawiania tych z zagranicy – to uwierzę w możliwość stworzenia wszystkim upragnionego raju na ziemi.
A wtedy nie będzie miało już żadnego znaczenia, że to tylko ja jeden byłem zimnym, cynicznym sukinsynem.
Ja Ja, Polak mały