Zapraszam do zapoznania się z moim
tomikiem poezji "Drżenia niedojrzałości"
Wolne Miasto Warszawa, 31.01.2023.
W odpowiedzi na Komentarz kogoś o nicku Fan fan do mojego artykułu z 19.12.2022. o słynnym już wybuchu granatnika w KGP – muszę stwierdzić, że nie do końca rozumiem łaskawie przekazaną mi uwagę dotyczącą braku mojego obiektywizmu.
Ponieważ nie zgadzam się z takim osądem - pozwolę sobie na szerszą dywagację na ten temat, albowiem uważam, że suche rzucenie takiego zarzutu jest nie tylko bezpodstawne, ale wynika właśnie z tego, że autor komentarza z jakichś powodów obiektywizmu nie uznaje i ma do niego podejście wielce relatywne.
Stwierdzenie, że ośmieszam „siebie i nie tylko" jest moim zdaniem z gruntu fałszywe, gdyż krytyka głupoty i niekompetencji, nawet jeśli razi krytykowanych lub ich wielbiących, jeśli w ogóle, to raczej wskazuje na śmieszność dyletantów, w tym przypadku przedstawicieli niewydolnego aparatu i aktywu partyjnego tej skorumpowanej władzy samych swoich.
A szukanie winnych dookoła i wskazywanie innych na zasadzie „Plosie Pani a on..." jest co najmniej dziecinadą z poziomu maluchów z przedszkola i świadczy o nieuleczalnej, nabytej traumie umysłowej, bo wplątanie w komentarzu w to Tuska zdaje się być emanacją „brainwashu" aplikowanego ślepo wierzącym w PIS.
Dla jasności, czyjąkolwiek miłość do PISu traktuję jako indywidualne prawo każdego do dowolnego lokowania uczuć, myśli i wierzeń, nawet jeśli tego nic a nic nie rozumiem.
Równocześnie jednak oczekuję, że cywilizowani ludzie potrafią przyjąć, że skoro oni chcą mieć i mają prawo do dowolnego inwestowania swoich przemyśleń i emocji – to w takim razie im też nie wolno nikomu odbierać takiego prawa do myślenia innego niż ich własne.
Problem z PISem polega na tym, że niespójność wyznawanej wiary i ideologii z jakąkolwiek logiką prowadzonych działań powoduje, że nie są pewni niczego, nawet samych siebie, swoich koalicjantów ani wyborców, bo sami gubią się w swoich kłamstwach.
A jedynym ich celem jest władza absolutna i wieczna, przejęta dla osobistych korzyści, a nie po to, by poprawić życie „zwykłych" ludzi, o których los podobno tak bardzo się troszczą.
Ci są traktowani jak mięso armatnie, niewolnicy, głuptaki, ciemniaki i służący, którzy jedyne co mogą – to ich wielbić jako nieomylnych, wybranych i lepszych, którym się wszystko należy.
Ja się nie zgadzam z tymi, którzy kłamią, lawirują, mącą i łamią prawo, bo dla nich jedyną wartością jest kasa, dla której są gotowi poświęcić wszystko i wszystkich.
Tak działają bandyci i mafia.
Cyniczne wykorzystywanie religii, pseudo polskości i niby patriotyzmu – potwierdza jedynie bezwzględność wszelkich działań mających zagwarantować im utrzymanie władzy.
A do tego potrzebują spolegliwych, służących im bez mrugnięcia okiem wykonawców, którzy są gotowi wykonywać wszelkie rozkazy bez zadawania pytań, wątpliwości ani myślenia po co i dlaczego mają tak robić.
By być bezwolnym narzędziem w ich rękach zupełnie niepotrzebne, a w zasadzie nawet ewidentnie zbędne i przeszkadzające, są jakiekolwiek kompetencje.
Obiektywizm to jest cecha, którą staram się w sobie stale pielęgnować, a krytyka czegokolwiek i kogokolwiek jest wyrazem oceny oraz analizy sytuacji i faktów, które próbuję jakoś zrozumieć i pojąć ich genezę oraz dostrzec wynikające z nich implikacje.
Nie wiem jak można twierdzić, że Komendant nielegalnie przewożący granatniki z zagranicy do KG Policjii i bawiący się nimi w budynku jest kompetentny choć w najmniejszym stopniu.
Takie zachowanie jest wyrazem przekonania, że jest ponad prawem, przestrzegania którego ma strzec.
Zniszczył budynek, sprowadził zagrożenie na siebie i innych, i... jest bezkarny i traktowany jak ofiara.
Co więcej, jego szef twierdzi, że padł ofiarą zamachu i sabotażu – to kpina z inteligencji nas wszystkich.
Fan fan szukając obiektywizmu powinien wyliczyć liczbę przewin oraz zakres i krotność złamania prawa przez tego Komendanta oraz sumaryczną karę grożącą każdemu szaraczkowi za takie działania.
Przeciwnik PISu, w takim przypadku, już po godzinie siedziałby w areszcie, czekając na sfingowany proces o działalność wywrotową wymierzoną w ustrój, władzę i Boga oraz byłby okrzyknięty agentem Putina, działającym w zmowie z Niemcami i szykującym zamach na kolejnego Kaczyńskiego.
Uwielbiam ten obiektywny kraj dla samozwańczych, wybranych, prawdziwych Polaków.
Codziennie jestem bardziej i bardziej przekonany do idei konieczności podzielenia go na dwa różne, mniejsze kraje, bo nie ma niczego wspólnego, co mogłoby spajać ze sobą tak odległe od siebie mentalności i sposoby percepcji świata.
Wrzutka o moim braku obiektywizmu dobitnie świadczy o tym, że Fan fan oczekiwałby, by kretyńskie działania Komendanta uznać za właściwe, normalne i zgodne z wszelkimi wprowadzonymi przez niego samego procedurami, które ma w nosie.
O ile pamiętam, granatnik miał być prezentem i... głośnikiem, a zatem dobrze, że nie przyłożył go sobie do ucha, ale w takim razie bieganie po gabinecie i strzelanie z głośnika też nie wydaje się być mądrą zabawą dorosłego i odpowiedzialnego faceta.
Na marginesie muszę dodać, że jak znam życie, to szef Policji nie ma pojęcia o strzelaniu w ogóle, gdyby miał strzelać do tarczy z broni służbowej, to pewnie by w nią nie trafił, bo na strzelnicy ostatni raz był najpewniej najwyżej kilka lat temu i oddał tam dwa strzały, a w akcji, w warunkach bojowych, broni nie użył nigdy.
A to przecież też jest przejawem niekompetencji policji, przynajmniej w normalnym kraju.
Ale tu nie jest normalnie w żadnej dziedzinie.
W związku z tym nie mogę pominąć tematu katastrofy smoleńskiej wywołanego przez zarzucającego mi ośmieszanie się pana Fan fana.
I nie dlatego, że wierzę, że Fan fan da się przekonać do moich racji, bo wiem, że ma swoje, stałe, niezmienne i nieomylne, oparte o wyznawaną ideologię władzy potrzebującej zamachu do krycia własnej niekompetencji i braku nadzoru nad czymkolwiek.
Negowanie wszelkich faktów i prawd dotyczących tej katastrofy na rzecz teorii spiskowych, moim zdaniem, nie jest przejawem żadnego obiektywizmu, choć może wiecznie karmić spolegliwy, zastraszony i ogłupiony elektorat, któremu można wmówić każdą głupotę, tym bardziej, gdy dla jej wzmocnienia jest głoszona również z ambony traktowanej jako nieomylna wyrocznia jedynej prawdy objawionej.
I piszę to jako... chrześcijanin, ktoś wychowany w wierze katolickiej i od najmłodszych lat przekonywany, że Kościół to dobro, prawda, uczciwość i droga do wieczności u boku Pana.
I obiektywnie powinienem stwierdzić, że tak jest.
Tylko że obiektywnie wcale tak nie jest, bo w tym kraju wszyscy wszystko potrafią spieprzyć, obrzydzić i zohydzić, a ja stale modlę się, by Bóg coś wreszcie z tym zrobił, bo ta jego cierpliwość i pobłażliwość jest już zbyt bliska obojętności na czynione tu przez ludzi zło.
A to sprawia, że trudno dalej wierzyć, że ma jeszcze nad tym wszystkim jakąś kontrolę, a grzeszników dopadnie w końcu jakakolwiek jego kara powodująca, że za to co robią – będą smażyć się w piekle po wsze czasy.
Ale mimo wszystko ja wciąż wierzę, że faryzeusze dostaną wreszcie za swoje i Boskie prawo powróci i zatryumfuje.
Robienie z katastrofy lotniczej zamachu jest żałosne, choć wielce użyteczne dla tej władzy, która dla osiągnięcia swoich celów, wydając setki milionów naszych złotych, nie waha się zatrudniać tabuny niekompetentnych lizusów i miernot gotowych głosić to, co im się każe.
Ja nawet byłbym w stanie zrozumieć, że ktoś zraniony śmiercią brata bliźniaka dąży do wymyślenia jakiejś heroicznej bajeczki mającej nadać tej tragedii choćby jakiś mglisty, istotny powód (bo przecież nie sens), ale wmawianie całemu światu, że jego brat był czyimkolwiek celem to już niemal megalomania.
A bolesna prawda o wszechobecnym polskim burdelu, w dużej mierze napędzanym, akceptowanym i powielanym przez braci kaczyńskich - była zapewne tak prostacko trywialna, że aż nie do zaakceptowania.
Ja osobiście nie uważam, by jakakolwiek śmierć była lepsza lub gorsza w zależności od przyczyny, bo za każdym razem jest ogromnym dramatem (oczywiście pomijam likwidację bandytów itp.), ale kreowanie fałszywej rzeczywistości, by zatuszować własne kompleksy i głeboko skrywane, wstydliwe poczucie winy... to już duża przesada.
Prezydent, osaczony przez wyalienowanego i nieprzystosowanego do życia, zazdroszczącego mu zdolności do kompromisu brata, nawet mimo szczerych chęci i prób normalnego funkcjonowania, poddawał się jego manii walki ze wszystkimi i nakręcał się do przekraczania logicznych granic bezstronnego, obiektywnego sprawowania władzy.
Tylko że on miał swój świat, rodzinę, przyjaciół, zainteresowania, plany, których nie powinien narażać dla chorych wizji niespełnionego brata.
Przeważało myślenie ja, a w zasadzie my dwaj jesteśmy najważniejsi, a reszta ma nam służyć i wykonywać rozkazy i polecenia, bo tylko my mamy rację i wiemy jak ma wyglądać nasz idealny, należący tylko do nas świat.
To dotyczyło również i tego lotu i osób w niego zaangażowanych.
I tu, choć kwestionuje to Fan fan, nie sposób nie mówić o pilotach.
Niestety, wbrew obiegowemu przekonaniu i historycznym dokonaniom – nie wszyscy polscy piloci i nie zawsze są najlepsi na świecie, choć z reguły mam o nich jak najlepsze zdanie, oparte również między innymi o długie i piękne, moje własne, rodzinne tradycje.
A mój dziadek kpt. Witold Krasicki – polski pilot wojskowy – jest jedną z ofiar zbrodni katyńskiej, zamordowaną przez NKWD w... Charkowie.
To, zwłaszcza w obliczu obecnej wojny z Rosją, zakrawa na kolejny szyderczy chichot losu, bo to miasto przez dziesięciolecia stanowiło dla mnie bolesną traumę, a teraz... podziwiam odwagę i waleczność większości jego mieszkańców – co też jest moim zdaniem przejawem mojej zdolności do obiektywizmu...
Na marginesie trzeba dodać, że lot do Katynia (Smoleńska) na uroczystości w roku 2010 uważałem za ważny i potrzebny, ale cała chryja z dzieleniem go na lepsze i gorsze delegacje obrażające się na siebie – wywoływała u mnie torsje i potwierdzała, że nic już nie łączy ze sobą nikogo w tym kraju.
Tylko że teraz to Katyń jest przedstawiany jako miejsce śmierci 96 uczestników tamtego lotu, co oczywiście jest wielką tragedią, ale zupełnie przestało być ważne to, że jest symbolem śmierci ponad 22 tysięcy zd-radziecko wziętych do niewoli Polaków – mordowanych na rozkaz Stalina jeden po drugim strzałem w tył głowy.
A teraz jest też linią demarkacyjną oddzielającą od siebie już na zawsze dwa walczące ze sobą... narody, bo w tym kraju nie ma już jednego narodu, jeśli nawet kiedykolwiek można by było powiedzieć, że w ogóle kiedyś był (choć ja i w to wątpię).
Ja przyjąłem do wiadomości, że się nieodwracalnie różnimy od siebie i to też jest obiektywizm, zwłaszcza że nadal szukam w sobie zgody na przyjęcie takiego stanu rzeczy i życie z przeświadczeniem, że trzeba akceptować to, że wokół mogą być tacy, którzy mają aż tak odmienne od mojego, a w zasadzie przeciwne do niego zdanie.
Mam jednak wrażenie, że Fan fan reprezentuje autorytarną opcję kategorycznie odmawiającą komukolwiek prawa do myślenia odmiennego od jedynie słusznej linii narzuconej przez partię.
Jestem na to przygotowany i w pewnym sensie już przyzwyczajony również dlatego, że całe życie upływa mi na walce z jedynie słuszną linią partii i z pseudo komunistami, którzy głoszą przeróżne ideologiczne bzdury, bo one są im potrzebne do utrzymywania władzy i skoku na kasę.
Za wypadek w Smoleńsku winę ponoszą przede wszystkim piloci, bo to piloci odpowiadają za przebieg lotu, i to pilot jest dowódcą podejmującym decyzje, niezależnie od szarż i stanowisk przewożonych osób, ani ewentualnych ich prób wpływania na niego i na nie.
Jeśli nie jest gotowy na samodzielne podejmowanie i odpowiadanie za podejmowane decyzje i przebieg lotu – to nie powinien być dowódcą, podobnie jak ktokolwiek mający dowodzić czymkolwiek i nie radzący sobie z tym.
Oczywiście w naszej rzeczywistości ani procedury, ani zasady, ani logika nie mają żadnej wartości, bo wszyscy, tradycyjnie, są ponad to i twierdzą, że prawo ich nie dotyczy, niezależnie czy ktoś jest Prezydentem, Prezesem, generałem, Komendantem Policji, Marszałkiem Sejmu, Ministrem czy Prezesem TK.
10.04.2010. było dokładnie tak samo i do doprowadzenia do tragedii nie trzeba było żadnego zamachu.
Wystarczyła prawdziwa Polskość, a zatem brak szacunku dla innych, przekonanie o własnej nieomylności, brak kompetencji oraz przekraczanie posiadanych uprawnień, niedbałość i nierzetelność w wykonywaniu powierzonych zadań i obowiązków, a także działanie na żywioł, a nie zgodnie z planem, procedurami i przygotowanymi wariantami zamiennymi, bo takich nawet w zasadzie nikt w pełni nie przygotował.
Dlaczego pierwszy pilot w ogóle próbował tam lądować?
Bo, według mnie, nie był odpowiednio kompetentny...
I nie chodzi mi o to, że nie potrafił latać, bo tego tu wcale nie oceniam, ale o posiadane doświadczenie (tzn. kompletny brak takiego doświadczenia) w byciu pierwszym pilotem i dowódcą lotów HEAD.
Co do umiejętności latania, doświadczenia, nalotów godzinowych na odpowiednich maszynach i na Tupolewie to są obiektywne dokumenty to określające i moje krytyczne zdanie na ten temat nie ma tu nawet żadnego znaczenia.
Dowodzący tym lotem kpt. Arkadiusz Protasiuk był drugim pilotem dwa lata wcześniej podczas podróży do „Gruzji", w której pierwszy pilot mjr (wtedy kpt.) Pietruczuk (już w trakcie jej trwania) dostał od Prezydenta osobisty, bezpośredni i nagle zmieniający zaplanowaną trasę rozkaz lotu do Tbilisi objętego inwazją rosyjską – zamast wykonania uzgodnionego i przygotowanego wcześniej lotu do Ganji w Azerbejdżanie.
Ten rozkaz był bezprawny i niezgodny z procedurami, choć wydany przez Zwierzchnika Sił Zbrojnych, a zatem przekraczał zakres przysługujących kompetencji i łamał prawo oraz zasady, bo u nas nie ma świętych krów i nikt nie może działać ponad prawem, nawet, a zwłaszcza, jeśli jest Prezydentem.
Kapitan Pietruczuk, narażając się na szykany i oskarżany o tchórzostwo, bo nie chciał narażać Prezydenta RP i jego gości (również i Prezydentów innych państw: Litwa, Łotwa, Estonia, Ukraina) – potrafił odmówić, bo uznał to za zbyt niebezpieczne, zwłaszcza że samolot nie miał niezbędnego wyposażenia do komunikacji i wykrywania zagrożeń, o jakiejkolwiek broni niezbędnej do odpierania ewentualnych ataków nawet nie wspominając.
Po powrocie do kraju były liczne PISowskie naciski na ukaranie kompetentnego, odważnego, rozsądnego i odpowiedzialnego dowódcy lotu za... niesubordynację, niewykonanie rozkazu, a nawet oskarżano go o porwanie Prezydenta i wiezienie go wbrew jego woli na inne lotnisko niż chciał.
Takie głupoty i bzdury ogłaszał i zgłaszał do prokuratury m.in. niejaki poseł Karol Karski... ikona PISowskiej praworządności, odwagi, kompetencji i wszelkich umiejętności.
Przypomnę, że później, na Cyprze, zasłynął (to chyba jego największe osiągnięcie w całej politycznej karierze przydupasa władzy) jak w pijackim widzie, bezprzytomnie szalał po terenie hotelu, rozwalił, a potem zrzucił ze skarpy do morza - hotelowego Melexa, którego wcześniej... ukradł.
Finalnie jakże straszną ironią losu okazało się to, że w katastrofie w Smoleńsku zginęli między innymi: Prezydent Kaczyński oraz Władysław Stasiak i Przemysław Gosiewski – wściekli poprzednio na pilota, który wówczas odmówił złamania procedur i podjęcia ryzyka, a wtedy, z drugiego fotela tzn. siedzący obok jako drugi pilot - obserwował to... nie kto inny jak kpt. Protasiuk, usilnie namawiany przez wszystkich do przejęcia sterów od „tchórzliwego" pierwszego i wykonania zamiast niego tego nagłego, nieuzgodnionego wcześniej i szaleńczego lotu do Tbilisi.
Wspominam o tym jedynie dlatego, by wskazać, że pilot podlegał wielkiej presji związanej z wymogiem lądowania za wszelką cenę, ryzykując różne perturbacje w wypadku podjęcia decyzji o odmowie lądowania i... uniemożliwienia Prezydentowi oraz lecącej z nim delegacji wzięcia udziału w politycznie sterowanej uroczystości.
Państwo z dykty może uważać, że stale można bezkarnie rzeźbić prowizorki jakie się chce, bo to takie polskie i oczywiste, tylko że przychodzi taki moment, w którym nałożenie na siebie niekompetencji i czynników ryzyka powoduje przekroczenie czerwonej linii, co już nieuchronnie prowadzi do katastrofy.
Fan fan może odrzucać lub bagatelizować fakty, ale to tylko potwierdzi jego prawdziwą Polskość.
Ja podam tylko kilka, niemal w samych punktach:
1. Załoga z łapanki – sklejona ad hoc w ostatniej chwili, bez zgrania, wspólnych lotów, żadnego odpowiedniego doświadczenia ani nawet... wymaganych uprawnień i dokumentów.
2. Brak realnego planu B ani C na wypadek niepogody czy problemów technicznych (lotnisko zapasowe i organizacja przejazdu przynajmniej dla Prezydenta, bo o przewozie prawie setki uczestników to nawet nie ma co mówić).
3. Opóźnienie wylotu o ponad 40 minut przez Prezydenta ignorującego zaplanowany czas wylotu i wszystkich czekających na niego.
4. Złamanie procedur lądowania gdy pojawiła się mgła.
5. Wiara, że się uda skoro 40 minut przed nimi lądował tam wojskowy Jak-40 i dał radę, a jego piloci twierdzili, że i Tupolewem mogą też próbować mimo pogarszającej się pogody.
6. Brak analizy specyfiki lotniska i kierunków podejścia – kpt. Protasiuk był tam kilka dni wcześniej jako drugi pilot, ale lądował z innej strony i pewnie nawet nie miał pojęcia, że ich lądowanie jest od strony głębokiego parowu schodzącego dużo poniżej zera pasa (co ma wpływ na odczyty wysokości, zwłaszcza w odniesieniu do sposobu ustawień urządzeń pokładowych).
7. Brak świadomości zagrożeń wynikających z lądowania na „pastwisku", czyli tak naprawdę niesprawnym i na co dzień nieczynnym lotnisku wojskowym, bez właściwych urządzeń, wieży kontroli lotów, przygotowania terenu wokół, systemów naprowadzania, oświetlenia i sygnalizacji oraz w zasadzie czegokolwiek uznawanego jako standard na współczesnych lotniskach.
8. Zignorowanie rezygnacji z lądowania rosyjskiego Iła-76, który na krótko przed lądowaniem Tupolewa postanowił odpuścić i nie podejmować ryzyka (co wielu z jednej strony może traktować jako polską odpowiedź na próbę rosyjskiej prowokacji mającej na celu odwiedzenie naszej delegacji od lądowania, a tym samym udziału w uroczystości, a z drugiej może uważać, że mogło być zgudną motywacją dla naszych do pokazania, że Polak potrafi, a Ruscy to tchórze, mięczaki i słabiaki).
9. Zbyt wolne podejmowanie i realizowanie decyzji, bo już w trakcie manewru, nawet poniżej dopuszczalnych i krytycznych wartości wysokości oraz po wydaniu przez kpt. Protasiuka komendy „odchodzimy" (czyli odejścia na drugi krąg lub rezygnacji z lądowania w ogóle) – potwierdzenie drugiego pilota nastąpiło dopiero po... 8 sekundach, czyli zejściu o kolejne ponad 50 metrów niżej (i przeleceniu ca. 700m do przodu), a sam manewr rozpoczęto jeszcze później - czyli około 70m niżej i 1000 bliżej do lotniska niż w momencie „teoretycznego" podjęcia i tak już o wlele spóźnionej decyzji o odejściu.
Pominąłem tu jakiekolwiek przypuszczenia, domysły, czy dywagacje na temat jakichkolwiek bezpośrednich (słownych) rozkazów czy nacisków kogokolwiek, dotyczących konieczności lądowania za wszelką cenę, czy nieformalnej presji osób które pojawiły się w kabinie pilotów.
Uznaję to za wtórne w stosunku do wymienionych punktów (aczkolwiek potwierdzające łamanie procedur, wykraczanie poza przynależne kompetencje i... sprowadzenie niebezpieczeństwa na wszystkich).
Jednak w obiektywnej analizie kompetencji dowódcy wrócę na chwilę jeszcze do kariery kpt. Protasiuka.
I znowu, w żaden sposób nie odniosę się do jego umiejętności pilotażu, tylko... jego wieku i doświadczenia w dowodzeniu.
Może jednak należy zrozumieć, że 36 lat to jest... o wiele za mało, by powozić bryczką najważniejszej osoby w państwie, mieć absolutne przekonanie o swoich umiejętnościach, możliwościach i statusie osoby docenionej za to co i jak robi oraz... odpowiednio za to szanowanej i traktowanej przez wszystkich jak prawdziwy DOWÓDCA.
Dla porównania należy przyjrzeć się jak to działa w USA, choć to jest wzór dla nas niedościgniony.
I nie chodzi już nawet o to, że tam są dwa Air Force One, w pełni sprawne i trzymane pod parą, a każdy to latająca twierdza z możliwością.... aktywnej obrony i ataku na dowolny cel jaki mu się nie spodoba i uzna za zagrożenie.
Tam AFO staje się każda maszyna, na której pokład wsiada Prezydent, ale by tak było każda potencjalna musi być na to gotowa i do tego wcześniej przygotowana.
Skoncentruję się jedynie na amerykańskich pilotach jako na bezpośrednim odniesieniu do naszych pilotów.
Piloci AFO to elita wybrana z najlepszych byłych pilotów wojskowych, którzy latając z Prezydentem USA niejednokrotnie mają ca. 50 lat i więcej.
Latali w akcjach bojowych, lądowali na lotniskowcach, wyszaleli się i wyszumieli ponad 20 lat wcześniej i wtedy udowadniali swoje umiejętności i poznawali granice własnych możliwości.
Zostali wybrani do pełnienia zaszczytnej funkcji pilotów AFO właśnie dlatego, że już udowodnili co potrafią, osiągnęli określony status i... już niczego nie muszą, poza jednym – bezpiecznym lataniem z Prezydentem, choć potrafią kręcić beczki pod mostem w zaciemnionym kokpicie.
Załogi są bardzo precyzyjnie dobierane i konfigurowane, po czym non stop trenują razem w lotach i na symulatorach, by rozumieć się bez słów i w milisekundy, a do każdego lotu i każdej wizyty przygotowują się miesiącami.
Każdy szczegół wizyty, trasy, przelotu i wszelkich działań jest wielokrotnie analizowany i potwierdzany.
Tam nie ma miejsca na przypadek, samowolę, złamanie procedur, brawurę ani cokolwiek, co mogłoby w jakikolwiek sposób zagrozić bezpieczeństwu Prezydenta, pozostałych pasażerów lub załogi.
A Prezydent jest... pasażerem – najważniejszym, ale tylko i aż pasażerem i nie ma możliwości wydawania poleceń pilotom jak mają lecieć, ani napuszczania na nich kogokolwiek ze swojej świty.
A co najważniejsze - AFO nie poleciałby nigdy na żadne „kartoflisko"...
I może właśnie dlatego jeszcze żaden AFO nie uległ katastrofie.
Prezydenci USA ginęli, gdy sami naruszali procedury bezpieczeństwa.... oraz lekceważyli ostrzeżenia i wskazania służb odpowiadających za ich ochronę.
Na przestrzeni niemal stu lat kolejno teatr, peron kolejowy, wystawa czy kabriolet okazały się dla nich śmiertelnymi pułapkami... na ich własne życzenie, bo upierali się, że tak chcą.
U nas co prawda też Prezydenta zabito w Zachęcie (Gabriel Narutowicz w 1922 roku), ale przyjmijmy, że wtedy jeszcze nie było ani procedur, ani sprawnych służb za nie odpowiedzialnych, no bo skąd jak powiedzieliby w Piątnicy.
Jednak po prawie 90 latach (w 2010 roku) mogliśmy oczekiwać, że wszelkie niezbędne procedury już są, działają, są przestrzegane i skuteczne.
To jest najzwyklejszy wymóg wobec nowoczesnego, europejskiego, szanującego się kraju o niezmiennie mocarstwowych ambicjach i stałym przeświadczeniu, że wszyscy wokół nam zagrażają.
Za zamach należy uznać łamanie procedur, naciąganie prawa, przymykanie oczu, brak profesjonalizmu, kompetencji, zaangażowania i dbałości o wypełnianie nałożonych zadań przez wszystkich za to odpowiedzialnych.
Prawdziwe polskie jakoś to będzie w tym przypadku nie zadziałało i nie działa w coraz większej liczbie różnych zdarzeń.
Dopóki nadal będziemy o to obwiniać wszystkich dookoła to nic się nie zmieni, a kolejne tragedie będą kwestią czasu.
Pamiętam słowa Premiera Leszka Millera, który kilka lat wcześniej, w 2003 roku, uległ wypadkowi w rządowym śmigłowcu.
Przed nami ukrywano prawdę, ale on na pewno szybko ją poznał, a była kwintesencją połączenia brawury, zaniedbań, braku szkoleń, procedur, przygotowań, nadzoru, dbałości o sprzęt i wszystkiego tego, co powinno działać, a nie działało.
Miller, leżąc w szpitalu, stwierdził, że uratowali się cudem, ale kolejnego może już nie być i następnym razem spotkamy się na dużym pogrzebie...
I miał rację, co przyznając również mogę uznać za dowód mojego obiektywizmu, bo w zasadzie zawsze był i jest po innej stronie niż ja.
Należy stwierdzić, że w żadnym z kolejnych lat nic się nie zmieniło, a szło swoim zwykłym, utartym torem polskiego tumiwisizmu i lekceważenia wszystkiego, a zwłaszcza przestrzegania zasad.
I na koniec, najbardziej obiektywnie jak się da, muszę stwierdzić, że ubieranie katastrofy z 2010 w zamach przeprowadzony przez Putina to nielogiczność, bo on, jeśli chce kogoś zabić... to to robi i robi to tak, by wszyscy o tym wiedzieli już po 15 minutach, a nie snuli jakieś domysły przez kolejne 30 lat.
On zabija kogo chce, jak chce i kiedy chce – zestrzeliwuje samoloty, wysadza samochody, truje polonem i noviczokiem, topi w wannie lub na basenie, czy uczy ludzi wyskakiwać z okien ostatnich pięter wieżowców lub celnie strzelać sobie w łeb.
Gdyby chciał rozwalić naszego Tupolewa to nie robiłby tego na własnych śmieciach.
Obiektywnie, swoją niekompetencją, sami dokonaliśmy (jako państwo) zamachu na samych siebie, podobnie zresztą jak Komendant Policji, a zrzucanie winy za to na wszystkich innych... ośmiesza nas, w tym mnie, ale to wcale nie znaczy, że ja sam siebie ośmieszam.
A do obiektywizmu zachęcam i namawiam wszystkich, zawsze i wszędzie oraz stale staram się kontrolować swoje osądy, by nie powiedzieć ani nie napisać nieprawdy.
Właśnie dlatego, że to prawda jest obiektywna, nawet najbardziej bolesna i niewygodna dla kogokolwiek.
Dzięki temu należę do tych, którzy nie boją się prawdy, choć wielokrotnie jej głoszenie nie podobało się i nadal się nie podoba żadnej komunistycznej władzy w tym kraju.
Pozdrawiam Pana Fan fana kimkolwiek jest, ale jak widać pisząc do mnie nie ma odwagi odkryć i tej prawdy.
To też jest przejaw relatywnego obiektywizmu.
Ja Ja, Polak mały