Zapraszam do zapoznania się z moim
tomikiem poezji "Drżenia niedojrzałości"
08.07.2021 Wolne Miasto Warszawa
Za nami pólfinałowy mecz piłkarskich Mistrzostw Europy rozgrywanych w formule... gramy gdziekolwiek, nie tylko w Europie.
Grający „u siebie" Anglicy, po niezwykle emocjonującym i zaciętym spotkaniu, przedłużonym o dogrywkę, pokonali Duńczyków 2 : 1.
Mecz zaczął się od wyraźnego naporu Anglików, choć spokój Duńczyków powodował przekonanie, że nie zamierzają wpadać w panikę i są gotowi na podjęcie rzuconej rękawicy.
Po kilkunastu minutach mecz się wyrównał, a przepiękna bramka z wolnego, strzelona przez Mikkela Damsgaarda na chwilę uciszyła stadion.
Na boisku jednak konsekwentnie prący naprzód Anglicy dość szybko doprowadzili do wyrównania, zmuszając nawet Duńczyków do strzelenia sobie bramki samobójczej, bo pechowo interweniujący Simon Kjaer, próbujący przeciąg wślizgiem znakomite podanie Bukayo Suki, skierowane wzdłuż linii bramkowej do wbiegającego na pole bramkowe Raheema Sterlinga – odbił ją tak niefortunnie, że wyręczył czekającego już tylko na dostawienie nogi i strzelenie do pustej bramki Anglika.
Mniej więcej od 60. minuty widać było, że własne ściany wyrazie niosą Anglików, których przewaga stawała się z każdą minutą wyraźniejsza.
Co prawda Duńczycy mądrze i w miarę pewnie się bronili, ale w swoim raczej defensywnym ustawieniu w zasadzie zdawali się myśleć tylko o przetrwaniu do dogrywki i rzadko kiedy próbowali stworzyć jakieś zagrożenie na połowie Anglików.
W dogrywce przebieg meczu w zasadzie nie uległ zmianie, ale z każdą minutą widać było, że rośnie przewaga Anglików oraz że Duńczycy coraz bardziej tracą siły, pozwalając na coraz groźniejsze sytuacje we własnym polu karnym.
Bramkę otwierającą przed Anglikami bramy finału zdobył Hary Kane, po dość kontrowersyjnym rzucie karnym, który zresztą strzelał go na dwa razy.
Broniący Kasper Schmeichel świetnie wyczuł gdzie strzeli, ale zamiast odbijać piłkę gdzieś do boku, próbował ją łapać i nieszczęśliwie dla siebie wypluł ją wprost pod nogi nadbiegającego kapitana Anglików, pozwalając mu na, z kolei niezwykle szczęśliwą dla niego, dobitkę.
Po tym golu wszyscy, łącznie z Duńczykami, wiedzieli, że jest już po meczu.
Dyskusje czy był karny, czy nie oraz czy był nieco wcześniej (a wtedy nie odgwizdany), będą się zapewne toczyć jeszcze długo, podobnie zresztą jak te dotyczące formuły rozgrywania tych mistrzostw, w których kilka zespołów miało prawo rozgrywania turnieju w zasadzie u siebie, a pozostałe latały tam i z powrotem po całej Europie, niemal zwiedzając też Azję.
Pomysł, że wybrani mają stabilne, sprzyjające warunki gry, a reszta zmienia cyklicznie klimat, strefy czasowe i spędza czas w podróżach i gra każdy mecz w innym kraju, odległym nawet o kilka tysięcy kilometrów - moim zdaniem ma niewiele wspólnego z uczciwą rywalizacją i równością szans.
W tym meczu było to widać bardzo wyraźnie, bo Anglicy na ten mecz w zasadzie wyszli przychodząc do szatni „z domu", a Duńczycy przylecieli do Londynu po długiej i wyczerpującej wycieczce nad Morze Kaspijskie, bo ktoś wpadł na szatański pomysł, że Baku jest świetnym miejscem na ich ćwierćfinał.
Tak, to mistrzostwa będzie można organizować dopiero za kilka lat, gdy na boisko będą wybiegać zaprogramowane lub sterowane z Play Station roboty, a nie żywi ludzie, którzy na turniej przyjeżdżają i tak nieźle wykończeni po niezwykle ciężkich sezonach w różnych ligach i rozgrywkach.
No, ale tradycyjnie ktoś wziął niezłą kasę za „genialne" pomysły, a reszta się nie liczy.
W końcu baron Pierre De Coubertin już dawno nie żyje, a dla wielu jego idee fair play brzmią niemal jak antyczne igrzyska, bo te nowożytne jak widać, mimo jego wielkich wysiłków, kierują się już zupełnie innymi prawami.
Czeka nas finał na... Wembley.
Anglicy zagrają z Włochami, a machlojki tłumaczone pandemią, kwarantanną i czymkolwiek innym spowodują, że dwunastu zawodników będzie grało przeciw jedenastu.
Brakuje tylko sędziego z Anglii.
Niech żyje sport.
Następne mistrzostwa proponuję zrobić z losowaniem przeciwników na godzinę przed meczem, pierwszy będzie gospodarzem, a jak przeciwnik nie doleci to ogłaszać walkowery.
A w kolejnych to tytuł przyznajmy w głosowaniu telewidzów... niech UEFA zarobi na SMSach, zwłaszcza, gdy podłączy Amerykę i Azję.
Ja Ja, Polak mały