Zapraszam do zapoznania się z moim
tomikiem poezji "Drżenia niedojrzałości"
Wolne Miasto Warszawa, 17.10.2022
EL Clasico dla Realu, pewne i zasłużone 3 : 1 i w zasadzie dominacja nad bezbarwną, bezradną i zagubioną Blaugraną, która od dawna w każdym meczu potwierdza, że nie ma pojęcia jak grać w piłkę.
Ja już prawie nie pamiętam jak poprzednio, wiosną, Barca rzuciła królewskich na kolana ładując im na Santiago Bernabeu 4 : 0, bo po tamtej, słabej Barcie z poprzedniego sezonu – niemal nie ma już śladu – jest o niebo... (albo raczej piekło) słabsza.
To oczywisty paradoks w sytuacji tak rozdmuchanych wzmocnień, planów i inwestycji, pokazujących jak łatwo można miliony euro wywalać do rynsztoka, jeśli się nie zepnie logicznie wszystkich, najdrobniejszych nawet elementów tak bardzo precyzyjnej układanki jaką jest czołowy klub piłkarski świata, by stworzyć z tego drużynę.
Dla porównania PSG jest ewidentnym dowodem na to, jak można równie sprawnie i skutecznie nie zarządzać gigantycznym majątkiem wywalanym beztrosko rok w rok bez jakiegokolwiek sensu.
I jak można w tym ciągle kretyńsko trwać.
Tylko że tam jest pewnie jakieś przedziwnie niewysychające, roponośne źródło zbędnych komuś pieniędzy, którymi ten ktoś nocami pali z nudów w piecu (chyba by uniknąć Qataru), a dla większego fanu – postanowił w taki ogromny piec przekształcić dumę okolic wieży Eiffla i Lasku Bulońskiego.
W stolicy Katalonii Blaugrana to jest jednak zupełnie coś innego niż paryski twór jakoś tam sklejony z czegoś tam około pięćdziesiąt lat temu, nawet jeśli ten w swoim logo ma wielki, metalowy maszt odgromowy – bo Barca to symbol, duma, serce i dusza narodu, dla którego stanowi niemal cały jego świat.
A to jest znacznie więcej niż cokolwiek, co można w jakikolwiek sposób wytłumaczyć jakimkolwiek rozsądkiem, kontrolowaną emocją, czy logiką.
Do tego Barca to nie jest jakiś tam puchar przechodni przejmowany co chwila przez kogokolwiek z kasą kto się pojawi w okolicy, bo ma akurat taki kaprys.
To Barca i wszystko w tym temacie.
Jeśli uznajesz, że jesteś gotów by być jej częścią, musisz wiedzieć, że tu nie ma przebacz, tu jest życie albo śmierć, i nie da się niczego udawać.
A jeśli na boisku nie zostawisz serca – to Socios sami ci je wyrwą, byś dłużej nie męczył i nie oszukiwał ani ich, ani siebie.
I to dotyczy wszystkich, bo tu nie ma świętych krów.
Tu od miłości do nienawiści jest tak blisko, że dzieli je niemal niewidzialna membrana drgająca w takt twoich kroków, które są natychmiast wyczuwane, gdy tylko są fałszywe.
A powiedzenie jesteś tak dobry jak twój ostatni mecz, brzmi tu raczej: „Jesteś tak dobry... jak twoje ostatnie zagranie, i módl się, żeby z tego była bramka".
Gdy stajesz do meczu z Realem wychodzisz na wojnę, której nie wolno ci przegrać – masz wygrać lub zginąć.
I dlatego wczorajsza porażka jest tak bolesna i kosztowna, bo wszyscy w nią zamieszani poniosą jej konsekwencje i to bardzo szybko.
Zwłaszcza że Blaugrana była wczoraj chłopcem do bicia, juniorem ośmieszonym przez zawodowca, który w ramach resztek szacunku dla niej... postanowił być bezlitosny, bezbłędny i niewzruszony, na znak, że musiał się przygotować i potraktować ją najpoważniej jak umiał, bo na to historycznie zasługiwała, a do tego, nie wiedzieć czemu, była jeszcze liderem tabeli.
Real wyszedł nastawiony jak na wojnę z odwiecznym rywalem i tym, śmiem twierdzić, uratował jej twarz, bo pokazał, że dla niego ona jeszcze coś znaczy.
Niestety wydaje się, że dla trenera i zawodników Barcy, Blaugrana nie znaczy już zbyt wiele i nie ma w nich jej ducha.
To szokujące podwójnie, bo codzienne opowiadanie, że poprzednie porażki i potknięcia są motorem do poprawy, przemyśleń i twórczej analizy swoich błędów – wskazuje jedynie na to, że każdy kolejny mecz wygląda gorzej, powoduje nowe problemy i wskazuje na pogłębiający się kryzys związany z brakiem jakiejkolwiek koncepcji gry jako takiej.
A to znaczy, że zawodnicy, nie dość, że nie są w żaden sposób motywowani przez trenera, to popadają w coraz większy marazm związany z brakiem właściwej stymulacji z jego strony.
Trener musi traktować swój zespół (szczególnie ten zespół) jako wielki potencjał do tworzenia rzeczy wyjątkowych, większych, lepszych i zaskakujących.
Jeśli tego nie ma – nie jest częścią Barcy, nawet jeśli jest jej... legendą, bo tu pamięć o Xavim piłkarzu jest oczywiście wielka, ale może bardzo szybko zostać zmieszana co najmniej z błotem, gdy Xavi trener nie będzie dorastał do pięt swojej własnej piłkarskiej ikonie.
Tak, swego rodzaju samobójstwo, popełnił zmieniony przez niego Ronald Koeman, który swoje popiersia utopił w Toy Toyu.
Mam wrażenie, że Xavi już wyjmuje z gabloty swoje, by podążyć śladami Holendra, czy teraz to nawet Niderlanda.
Wydaje mi się, że dla dobra drużyny Laporta musi szybko zmienić swoje oficjalne zdanie na temat Xaviego i go szybko zwolnić, póki jeszcze może dać się uratować jego twarz i jednocześnie zespół jako taki, bo to ostatni moment, by nie wpadł w korkociąg prowadzący do nieuchronnej katastrofy.
Obraz gry Barcelony w tym meczu pokazał, że zespół nie istnieje, że na boisku jest to tylko zlepek niesprzężonych ze sobą w żaden sposób zagubionych jednostek, nad którymi nikt nie panuje.
Nawet ich doświadczenie i indywidualne umiejętności nie pozwalają im na pokazanie czegokolwiek, bo mentalnie i psychicznie poruszają się w próżni, która nie pozwala wyzwolić w nich czegokolwiek, choć wiadomo jak wiele jakości jest w każdym z nich.
To swego rodzaju przesilenie pokazuje, że ten trener doszedł do ściany i nie jest w stanie zrobić już niczego, by dotrzeć do zespołu, a już na pewno nie potrafi przenieść go na żaden wyższy poziom.
Można odnieść wrażenie, że to już jest równia pochyła, bo cały projekt został przegrzany i rozdmuchany w oparciu o wizje doklejania kolejnych zawodników, bez wizji trenera potrafiącego poznać, wzmocnić i wykorzystać poszczególne atuty każdego nich.
A bez tego zespół nie dość, że nie jest w stanie wygrywać z najlepszymi, to za chwilę wejdzie w impotencję w stosunkach ze wszystkimi.
To w pewnym sensie jest wielce okrutne, bo granica między wirtuozerią, a upadkiem jest podobnie cienka jak ta związana z emocjami kibiców, i szybko może się okazać, że tych zawodników naprawdę stać na bardzo wiele, tylko że na pewno nie z tym trenerem.
Sądzę, że on sam ich przydusił swoim ich traktowaniem i szufladkowaniem, w ramach których sprawia wrażenie poruszania się w skostniałej i niezmiennej, ograniczającej jego percepcję tubie, nie pozwalającej mu na wiarę w to, że każdy może go zaskoczyć, zmienić się i poprawić.
Wykreował w sobie statyczny obraz każdego z zawodników i niezależnie od sytuacji uważa, że żaden nie potrafi wyjść poza ramy tego jego o nim wyobrażenia, co powoduje, że nawet gdyby któryś wyszedł z siebie i stanął obok – to Xavi i tak by tego nie zauważył, zapatrzony w swoją wirtualną wizję.
U wielu zawodników to powoduje nawet podświadome cofanie się, zamknięcie, ograniczanie swojej kreatywności, bo przy tym trenerze ona może być zgubna, gdyby przez to miał wypaść z wytyczonej mu przez trenera roli.
Ale to jest najgorsze co może zrobić trener, bo zamykanie się w swoich wyobrażeniach dostosowanych do swoich planów jak kto ma grać, bez umieszczenia w nich konkretnych zawodników z ich potencjałem – powoduje, że ani nie sprawdza się koncepcja, ani zawodnicy nie wiedzą jak mają się rozwijać.
A trener ma ich otwierać na nowe, uczyć pokonywać bariery, wychwytywać i wzmacniać cały potencjał i pomagać rozwijać im się i zmieniać w oparciu o swoistą synergię ich woli, chęci i posiadanych już umiejętności z czymś zupełnie dla nich nowym, otwartym na nawet zupełnie nieznane im wcześniej sfery ich mentalnej aktywności, uruchamiane przez twórcze spojrzenie wierzącego w nich mentora.
Zmiana, postęp i rozwój każdego z zawodników jest miarą wielkości każdego trenera, a nie bezduszne wtłoczenie wszystkich w wykalkulowane na zimno, sztucznie rozpisane role, wynikające z teoretycznych wyobrażeń pozbawionego bliskiego emocjonalnego kontaktu z zawodnikami, obcego im „manipulatora" składem.
Dlaczego piszę tyle o trenerze, który za każdym razem potwierdza, że go nie ma?
Bo mam wrażenie, że codziennie jest go mniej i powoli znika, tak jak jego wizja Barcy.
Przedtem, o czym pisałem, było widać, że nie ma go na meczu i zespół jest zostawiony sam sobie.
Teraz odnoszę wrażenie, że poza meczami, nie ma go też i na treningach, bo nie widać czegokolwiek, co miałby z nimi trenować, próbować, wskazywać im na konieczne do zrobienia na boisku w trakcie meczu.
I chyba nie ma go też w ramach zajęć indywidualnych z poszczególnymi zawodnikami, bo wydaje mi się, że od zawodników oddziela go jakaś tajemna bariera, która sprawia, że trener i zawodnicy są sobie niemal obcy, jakby z nikim z nich nie przeprowadzał rozmów, nie dyskutował jak kto ma grać, co poprawić, co wykorzystać, a czego unikać.
Na mecz każdy wychodzi ze swoją wizją i własnym wyobrażeniem o tym jak ma grać, tylko że te wyobrażenia są chyba diametralnie różne od siebie.
I dlatego nie będę tu oceniał gry żadnego z zawodników, bo zapewne była zupełnie inna od wyobrażeń trenera, ale najgorsze jest to, że pewnie z każdym meczem ten dystans, a raczej dysonans, się zwiększa, bo zawodnicy zdają się być coraz bardziej wyobcowani i w zasadzie zostawieni sami sobie.
Chyba już czas na przerwanie tej alienacji, póki remedium wydaje się być w miarę proste, a brzmi – komunikatywny trener z jasną wizją gry zespołu opartą na precyzyjnej analizie SWOT.
Xavi nie analizuje niczego, mam wrażenie, ze biega przy linii i ma przekonanie... że wciąż jest na placu i sam może coś zmienić swoją grą, bez konieczności przekazania tego jak to zrobić swojemu zespołowi.
Ale tamtego Xaviego już nie ma.
A za chwilę, to nie będzie i tego...
Dobrze by było gdyby w tym wszystkim ostała się sama Barca, by szybko, ponownie mogła być wielka...
Ja Ja, Polak mały