Zapraszam do zapoznania się z moim
tomikiem poezji "Drżenia niedojrzałości"
Wolne Miasto Warszawa, 09.01.2023
Nowy rok, w sporcie, tradycyjnie rozpoczął się od Gali Mistrzów Sportu i... niemal też już tradycyjnie powiało tam wioską zupełnie nieolimpijską.
Niejaki Paweł Fajdek, wielce utytułowany specjalista od kręcenia bączków w klatce i rzucania kulą na drucie (nie mylić z pchaniem kulą) – wyraził swoje oburzenie tym, że w Plebiscycie na sportowca Polski w 2022 roku zajął dopiero 9 miejsce, a wobec tego oznajmił, że czuje się niedoceniony przez kibiców.
Widać, iż uważa że jest najlepszy na świecie we wszystkim i lepszy od wszystkich innych, a brak wygranej traktuje jak osobisty afront, którego doznał od tych, którzy nie zasługują na to, by podziwiać jego geniusz, co podkreślił groźbą zaprzestania wygrywania ważnych zawodów - skoro nie wszyscy potrafią i chcą to docenić.
Podejście jednocześnie kuriozalne, wielce gwiazdorskie i mało skromne, co oczywiście można by ewentualnie pochwalać w momencie oddawania przez niego kolejnych mistrzowskich rzutów, bo do zwycięstwa niezbędne jest beszczelne i niezmącone niczym przekonanie o swojej wyższości nad rywalami, ale deklarowanie, że jest się najlepszym w momencie, gdy inni okazali się lepsi - zakrawa już co najmniej na dziecinadę i wielką niedojrzałość emocjonalną, by nie okreslać tego głupotą, prostactwem i chamstwem.
Przy okazji gratulacje dla Igi Świątek za zajęcia pierwszego miejsca, bo rok 2022 był zdecydowanie jej rokiem i pewnie nikt nie miał wątpliwości, że i ten plebiscyt wygra w cuglach.
Niemniej jednak jakakolwiek dyskusja o powodach ostatecznej kolejności zajmowanych miejsc przez poszczególnych sportowców jak zwykle jest dość jałowa i bezprzedmiotowa, jak za każdym razem przy wynikach polegających na wyborach głosujących i głosach przyznawanych w oparciu o czyjeś własne odczucia, przemyślenia, sympatie, przekonania i chwilowe emocje.
Tu nie ma precyzyjnych przeliczeń żadnych parametrów, a zatem nie ma jakiejkolwiek konkretnej podstawy do wskazania zasad ani płaszczyzny rywalizacji, zwłaszcza że mówimy o ocenie wystawianej osobom tak różnym od siebie i robiącym tak różne rzeczy, że poza eufemistycznie brzmiącym określeniem: Sport – nie ma niczego co je łączy ani co powoduje, że... można by je, ani ich dokonania, jakkolwiek sensownie na poważnie ze sobą porównywać.
Do tego liczba głosujących na danego zawodnika jest uzależniona również od sposobu oddawania głosu i może podlegać swego rodzaju „miękkiej" manipulacji, czy sterowaniu, poprzez sztuczną aktywizację i organizowanie się kibiców jednych sportowców, przy określonej bierności kibiców innych zawodników.
To powoduje, że na liście mogą pojawić się zupełnie dowolni sportowcy, z najrozmaitrzymi osiągnięciami, aczkolwiek z reguły absolutny top zajmują jednak ci, którzy w mijającym roku odnosili najznaczniejsze sukcesy i o których, z ich powodu, było najgłośniej.
I dlatego też ten plebiscyt należy raczej traktować jako formę swoistej zabawy oraz promocji sportu jako takiego, pokazanego w nieco innym świetle, w którym zawodników widzimy wyluzowanych, w eleganckich garniturach i kreacjach oraz na salach balowych, a nie zdyszanych, rozemocjonowanych, przyłapanych w przelocie w przepoconych strojach sportowych na jakimś stadionie.
Jak widać nie wszyscy to rozumieją, a szkoda, bo zamiast przyczyniać się do popularyzacji swojej dyscypliny i poprawy jej oraz swojego wizerunku, osiągają efekt dokładnie odwrotny.
Kontestowanie wyników akurat tego plebiscytu jest obraźliwe zarówno dla innych „biorących w nim udział" sportowców, jak i dla wszystkich oddających głosy na kogokolwiek.
A to, że wyniki końcowe są w pewnej mierze wypadkową osiągnięć sportowych, popularności, sympatii i... zasięgu aktywności w mediach, w tym tych społecznościowych, oraz akceptacji społecznej danego sportowca – powinno być oczywiste dla wszystkich, ale jak się okazuje – zadziwiająco - zupełnie nie jest.
Smutne i przykre jest to, że ograniczenia zdolności do rozumienia tej oczywistej prawdy dodatkowo podkreślają mentalny problem osób „zawiedzionych" wynikami.
Jak zwykle w takich przypadkach w sprawę wmieszał się Marcin Gortat, zaciekle wspierając sfrustrowanego Fajdka w deprecjacji wyników, które najwyraźniej nie przypadły im obu do gustu.
Zastanawiające jest to, że nieustępliwość i zacietrzewienie w uporczywym trzymaniu się swojej wizji oceny świata powodują, że po raz kolejny jesteśmy świadkami podobnej, bezsensownej dyskusji.
Moją niezgodę na ich niezgodę na funkcjonowanie świata wyrażałem już wcześniej, między innymi przy kwestionowaniu przez Marcina Gortata statusu Roberta Lewandowskiego w poprzednich latach.
Nie będę się zatem powtarzał, bo chętni by przypomnieć sobie lub poznać moją opinię na ten temat mogą do niej dotrzeć i o tym doczytać wyszukując odpowiednie hasła oraz posty i artykuły na moim blogu, zwrócę tylko uwagę, że plucie na wyniki plebiscytu prawdopodobnie spowoduje, że za rok pan Fajdek może być 9... od końca, nawet jeśli jego młot poleci o dwa centymetry dalej niż poleciał kiedykolwiek do tej pory.
Problemem pana Fajdka jest to, że koncentracja na uzyskaniu jak najlepszych wyników w uprawianej przez niego jedynie jednej z bardzo wielu konkurencji lekkiej atletyki powoduje, że ma wrażenie, że na świecie nie liczy się nic innego poza jego latającym młotem, a wszyscy dookoła powinni go wielbić za to, że potrafi wykonać kilka obrotów w kole i puścić uchwyt tak, by kula nie wpadła w sieci chroniące przed nią wszystkich dookoła.
No, szacun, naprawdę, zwłaszcza że pan Fajdek zgarnął już kilka tytułów mistrzowskich z tym związanych, a pan Gortat uważa, że to powinno spowodować naszą powszechną, dozgonną czołobitność za tak niezwykły talent...
Po raz kolejny zaczynamy zastanawiać się... po co to komu, ilu ludzi się tym zajmuje, ilu ludzi zacznie to robić dzięki jego talentowi i jak to wpłynie na nasze życie, a do tego... ile nas kosztuje wspieranie sportowej pasji pana Fajdka i jak to poprawia wizerunek Polski i polskiego sportu w świecie.
Mam wrażenie, że wyniki plebiscytu bardzo wyraźnie pokazały miejsce pana Fajdka w świadomości kibiców, i sądzę, że i tak jest zastanawiająco wysokie, jak na atrakcyjność, widowiskowość, wszechstronność, złożoność oraz dostępność i powszechność uprawianej przez niego konkurencji.
Zapewne za rok ta twórcza dyskusja wróci ze zdwojoną siłą, bo pan Gortat znowu znajdzie powody, by psioczyć na zawodników z dyscyplin, których nie lubi lub nie rozumie, a uzna, że musi wyrazić oburzenie za brak docenienia przez nic nie rozumiejącą (jego zdaniem) tłuszczę tych, których i które sam wielbi.
Na gali sytuację żartem próbował ratować Marcin... Daniec twierdząc, że najlepszym argumentem wspierającym kandydaturę Fajdka mogłoby być złoto olimpijskie, ale mam wrażenie, że po pierwsze, teraz to nawet i jego złoto to byłoby zbyt mało na to, by odzyskać lub uzyskać sympatię kibiców; po drugie, osobiście szczerze w nie wątpię (zwłaszcza że to dopiero w 2024 roku); a po trzecie, mam nadzieję, że na kolejnych Igrzyskach zdobędą je również i inni nasi sportowcy, a to znowu będzie oznaczać, że to inni i ich dyscypliny będą bardziej lubiani i popularni.
Postawa pana Fajdka powoduje, że mam wielkie obawy o to, co z nim będzie później, gdy przestanie już kręcić bączki w klatce, bo może się okazać, że wtedy znikną jakiekolwiek argumenty, by o im mówić w ogóle, a to... może być dla niego sytuacją nie do zniesienia.
Niestety znamy z historii liczne przykłady spadnięcia w bezdenną otchłań tych, którym się wydawało, że już zawsze i wszędzie będą czczeni za coś, co ktoś kiedyś im wmówił, że jest najważniejsze na świecie i dostępne jedynie im i ich wyjątkowemu, niepowtarzalnemu talentowi.
Może czas na przebudzenie, że to co robi, to nie jest coś, co powoduje, że cały świat wstrzymuje oddech, bo niesamowity, jedyny w swoim rodzaju i niedościgniony Fajdek wchodzi do klatki.
Chyba pora na wymyślenie czegoś więcej, by nie okazało się, że pan Paweł Fajdek w takiej klatce zostanie już na zawsze, bo wówczas ona może się przerażająco zmienić z ukochanej areny sportowego sukcesu – w znienawidzone, dożywotnie więzienie wyznaczające i okreslające ramy jego życiowej porażki...
Ja Ja, Polak mały