Zapraszam do zapoznania się z moim
tomikiem poezji "Drżenia niedojrzałości"
Wolne Miasto Warszawa, 17.08.2023
Nieśmiertelny prawdziwy Polak Jarosław Jakimowicz za wszelką cenę postanowił istnieć w swojej próżni i ciągle ma nadzieję, że jego pusty wszechświat stale będzie się rozszerzał.
Nawet wyrzucenie go ze sprzedajnej TVP nie otrzeźwiło go ani trochę, a wręcz przeciwnie – odpływa w coraz odleglejsze otchłanie swoich idiotyzmów.
Buduje swój własny świat, który jest jeszcze dziwniejszy niż ten, w który kazała mu wierzyć suwerenna władza, bo teraz nie wykonuje już niczyich rozkazów i nakazów „z góry", a zupełnie sam steruje swoją szaloną łajbą zagubioną w bezkresie oceanu głupoty, a to oznacza, że kierunek płynięcia obiera już jedynie na podstawie własnych przemyśleń - co z kolei wskazuje, że płynie kompletnie po omacku, a już na pewno bez jakiegokolwiek sensu, logiki ani celu.
Poczucie wyższości nad innymi, przekonanie o tym, że jest lepszy, wybrany, jedyny tak wspaniały, piękny, młody, mądry i bystry – przebiera już formę tak wielkiego balonu, że ten powinien go unieść nawet poza granice stratosfery – ale wydaje się, że jednak dupa jest stanowczo zbyt ciężka i kilka razy większa od mózgu, więc mimo wszystko biedak nie może jakoś poderwać się na żaden wyższy poziom, by móc choć spróbować dostrzec jakikolwiek ląd.
Dodatkowo przeszkadzają mu w tym, przepełniające go i sięgające mu po czubek zadartego nosa, prawdziwie polskie cechy narodowe, bo te, może zaskakująco dla niego, stanowią wielki, obleśny balast, pomimo tego, że tak dumnie się z nimi obnosi.
Może właśnie dlatego na zawsze pozostanie małym, krnąbrnym, niegrzecznym bachorem, a nigdy nie stanie się prawdziwym mężczyzną, nawet jeśli przekonany o swojej męskości ciągle będzie biegał z jajami na wierzchu i majtającą się, groźnie zwisającą kuśką – bo wbrew pozorom to nie kutas decyduje o męskości, a mózg nim sterujący.
To jest widoczne jeszcze bardziej gdy dysproporcja pomiędzy tym kutasem a (nie)posiadanym mózgiem jest tak rażąca.
Ostatnie ekskrementy wylewane pod adresem Ukraińców spotykanych w świecie (patrz w Barcelonie) świadczą po raz kolejny o jego wrodzonym kompleksie niższości, chorobliwej zazdrości oraz przekonaniu, że to wszystko co mają inni... zawdzięczają wyłącznie jemu i jego ciężkiej pracy oraz jego łaskawej hojności, za co wszyscy powinni mu być bezgranicznie i dozgonnie wdzięczni.
Zarzucanie Ukraińcom, że wszyscy nie siedzą pod ostrzałem w okopach, a gdzieś jeżdżą, gdzieś pracują, coś robią, zwiedzają, czy że w ogóle jeszcze żyją w obliczu toczącej się wojny – jest oczywiście typowo prawdziwie polskie, ale tym samym idiotyczne, głupie, prostackie i... równocześnie skrajnie nikczemne.
Wytykanie tego wszystkim jak leci jest dodatkowo kretyńskie, bo oskarżanie kobiet, starców i dzieci (którzy za radą i namową swoich władz uciekli przed wojną z ogarniętego bestialską ruską pożogą kraju) o zdradę narodową, czy beztroskie życie na jego (Jakimowicza) wyłączny koszt – to już nie tylko debilizm, pisdzielizm, czy najzwyklejsze skurwysyństwo, ale czysty w swej postaci Jakimowicyzm.
Ale z drugiej strony trudno się temu dziwić, bo wychowany i wielbiący wzorce kultywowane przez agenta Macierewicza (znowu jak zawsze muszę podkreślić, że nie znam prawdziwego nazwiska ani ociestwa), dokładnie jak tamten, sam unikając walki, chętnie wysyłałby do boju wszystkich innych, chowając się daleko za nimi.
Oczywiście zrozumiałe jest, że wszyscy Ukraińcy, według niego, powinni mu nieustająco czapkować i wielbić go za to, że to tylko dzięki niemu trzymają się jeszcze ostatkiem sił, ale na Boga, są chyba jeszcze jakieś granice absurdu.
Pomijam tu już taki drobiazg jak zupełną logiczną niespójność narzekań kogoś kto właśnie stracił kilka źródeł zarobku (jak obleśne by one nie były) na to, że ktoś lata po świecie pomimo kryzysu w jego życiu i kraju, przy jednoczesnym podkreślaniu bardzo wysokich kosztów lotu do Barcelony, tamtejszych hoteli, żywienia i życia tam w ogóle...
Jak widać zaradny Jakim z...nikąd (bo już nie z Woronicza) uważa, że tylko on potrafi wyczarować coś z niczego, a reszta nie powinna mieć ani realizować żadnym planów, marzeń, czy oczekiwań – tylko siedzieć w miejscu i czołobitnie dziękować mu za łaskawie dawaną im przez innych jałmużnę.
Pomijam tu już samą nielogiczność takiego myśłenia i traktowania wsparcia narodu, który walcząc nie tylko broni swojego terytorium, ale i nas, i naszych sąsiadów.
Zastanawiające, że nie raz wskazywał już, że ciąży mu obecność Ukraińców w Polsce, bo między innymi zabierają pracę Polakom.
Przecież powinien się cieszyć, że skoro niemal wszyscy, których spotyka zagranicą to Ukraińcy, to oznacza, że przynajmniej w Polsce niedługo zacznie ich „brakować", bo ich, nieprzebrane według niego, rzesze pałętające się po innych krajach powinny zagwarantować mu, że w Polsce będzie ich coraz mniej.
A to może też pozwoli mu na podjęcie pracy, którą według niego, zabierali mu Ukraińcy.
Tylko nie wiem czy on jest gotów podjąć się jakiejkolwiek uczciwej, którą Ukraińcy tu wykonywali.
Ale niech i on skorzysta na tym, że gdzieś wyjeżdżają.
Wbrew pozorom ten naród nie ma nieograniczonych zasobów ludzkich, a zapewniam, że pomimo rozdziawionej gęby Jakimowicza, nie wszyscy oni wyjechali z ogarniętego wojną kraju.
Kilku Ukraińców i parę Ukrainek zostało tam i dzielnie bronią swojej ojczyzny przed bestialskim atakiem sovietów.
Co więcej, jestem przekonany, że gdyby oni w końcu ulegli tej napaści, to w konsekwencji my bardzo szybko stanęlibyśmy w obliczu bezpośredniej wojny z Rosją.
A co najsmutniejsze, wtedy bardzo szybko okazałoby się, że niejaki Jakimowicz wcale nie broni naszej ojczyzny, dzielnie nadstawiając swoją opaloną pierś na barykadach – tylko będzie w pierwszej grupie uciekających w popłochu starców, kobiet i dzieci zmierzających co najmniej do Barcelony.
Nie wiem co prawda za kogo się wtedy będzie podawał, ale jestem przekonany, że służby na granicy nie będą miały wątpliwości, że wypełnia znamiona pozwalające przyporządkować go do którejkolwiek z tych grup – i wypuszczą go bez żadnych zawahań, nawet jeśliby pojawił się jakiś jego prawdziwie hiszpański kumpel i zaczął zadawać dziwne pytania dlaczego i za co on tam poleciał.
W Polsce zostaną wtedy po nim jedynie wyblakłe screeny z czasów, gdy dzielnie prezentował się na swoim balkonie w pełym rynsztunku bojowym, gotowy do walki o dobrą zmianę.
Tylko że wtedy to on już będzie nie tylko nie z Woronicza, ale też już nie z Polski, tylko w zasadzie nie wiadomo skąd..., a raczej będzie Jakim-kolwiek kimkolwiek skądkolwiek.
Ja Ja, Polak mały