Zapraszam do zapoznania się z moim
tomikiem poezji "Drżenia niedojrzałości"
Wolne Miasto Warszawa, 21.09.2023.
Dostajemy kolejne informacje dotyczące badanych szczegółów masakry przy moście Dębnickim w Krakowie.
Prokuratura uruchomiła jakichś bardzo biegłych biegłych, którzy od dwóch miesięcy gorliwie analizują wszelkie dostępne im dane dotyczące przebiegu tego tragicznego wypadku.
Słyszymy, że robota aż im furczy w rękach, analizują filmy, zapisy video, czarne skrzynki wyciągnięte z żółtego wraku, namierzyli nawet nawalonego Angola, który był ostatnią osobą, która widziała to Renault z bliska, bo niemal przejechało mu po butach wpadając na skrzyżowanie...
Teoretycznie wszystko się zgadza, tylko że odnoszę wrażenie, że prowadzący śledztwo pędzą równie bezmyślnie, co badane Renault.
Skąd taki mój wniosek... bo podawane informacje dotyczące dokonywanych przez nich odkryć są... co najmniej dziwne.
Co prawda słyszymy o najwyższym profesjonalizmie osób i firm w to zaangażowanych, ale przekazywane wnioski, czy ustalenia, zdają się przeczyć faktom, logice oraz dostępnym zapisom video.
Pomijam tu wydedukowaną przez nich prędkość określoną na 162km/h, a wczesniej anonsowaną na ca. 120km/h (swoją drogą też zaskakujaco duża różnica i nagła rozbieżność takiej oceny w stosunku do poprzednich wyliczeń tych „biegłych"), bo nawet trudno się do tego odnieść bez znajomości precyzyjnego wskazania, w którym punkcie i momencie taka miałaby być...
Śmiem twierdzić, że na odcinku prawie 200m ujętym na słynnym już nagraniu z kamer monitoringu... prędkość była bardziej zmienna niż poglądy większości naszych polityków, a jej różnice widoczne od pierwszego do ostatniego kadru przekraczały 100km/h.
A zatem taka informacja nie wnosi niczego nowego do sprawy, bo to można było w ciemno podać po pierwszym obejrzeniu zapisów.
Jednak kolejną, tym razem zupełnie nową i arcyciekawą konstatacją jest stwierdzenie, że kierowca w ogóle nie hamował...?!
Ja rozumiem, że wykazano, że miał 2,6 promila alkoholu w moczu i 2,3 we krwi, ale mimo wszystko, nawet jeśli jechał jak wariat, to przecież wynikało to z jego przekonania o swoich umiejętnościach, a nie było wynikiem tego, że nieprzytomny leżał bezwładnie za kierownicą.
A to wskazuje, że tak jechał, bo tak chciał, a nie bo nieświadomie opadł na pedał gazu, a samochód pędził bez trzymanej kierownicy i jakiegokolwiek pomysłu dotyczącego jego prowadzenia.
To, tak zaskakujące stwierdzenie, że kierowca w ogóle nie hamował - wydaje się być już tak kuriozalne, że aż kompletnie niewiarygodne.
Wskazywałoby ono bowiem na to, że szaleniec w ogóle nie reagował na nagle zmieniające się warunki drogowe i bezrefleksyjnie kontynuował swój kretyński rajd ze stałą prędkością i po starej trasie... a przecież tak wcale nie było.
Gdyby tak było musiałoby to oznaczać, że nieodwołalnie postanowił zabić i siebie, i swoich trzech pasażerów oraz wielu przechodniów.
Ja oczywiście od samego początku obwiniam go o bezmyślność, pogardę dla wszystkich i narażanie ich na śmiertelne niebezpieczeństwo, ale określanie go bezmózgim kretynem bez wyobraźni, mimo wszystko, jest bardzo odległe od ubierania go w buty kogoś kto postanowił skończyć ze sobą poprzez samobójczy skok z mostu do rzeki.
A to między innymi dlatego, że ten szaleńczy rajd nie był szokującym wszystkich jego kumpli, zaskakującym ich wszystkich, nagłym i niespodziewanym wybrykiem... a niemal standardową, w zasadzie rutynową jazdą, której zapewne spodziewali się również i wszyscy będący w środku w tym samochodzie.
Potwierdzają to liczne komentarze osób znających go bliżej, które bez jakiejkolwiek innej refleksji, z automatu stwierdzały, że on tak jeździł zawsze.
Ktoś kto nie hamuje prowadząc rozpędzony do granic i natrafiający na przeszkody samochód, który przy braku reakcji za chwilę musi się rozbić – to samobójca czekający na taką śmierć, który nie robi kompletnie nic by zmienić kolizyjną trajektorię jazdy, bo taką wybrał celowo.
A rozpędzone, żółte Renault Megan, w momencie wjechania w pierwsze gumowe pachołki, a nawet już, czy w zasadzie, jeszcze przed nimi... zaczyna hamować, a kierowca stara się je ominąć i poprzez skręcenie kierownicy ich uniknąć, zmienić pas i rozpaczliwie próbuje panować nad samochodem.
Wpadające na skrzyżowanie Renault nie jedzie po prostej, a jest w długotrwałym poślizgu, w zasadzie „bujając" się z jednego boku na drugi, co świadczy o tym, że kierowca bardzo świadomie i... szybko próbuje reagować i ratować sytuację, gwałtownie kręcąc kierownicą raz w jedną, raz w drugą stronę, gdy jego bolid traci przyczepność i wpada w poślizg.
Oczywiście nie jestem specem, ale mam nieodparte wrażenie, że koła ma zablokowane, a poślizg jest tego konsekwencją, podczas gdy wachlowanie tyłem wynika z kolejnych kontr wykonywanych kierownicą, a będących wymuszonym następstwem pierwszego, zbyt gwałtownego jej skrętu... gdy zaskoczony kierowca chciał uniknąć kontaktu z gumowymi pachołkami i zmienić pas, jeszcze na długo przed wjazdem na skrzyżowanie (ca.60-80m).
Przy takiej prędkości gwałtowne ruchy kierownicą powodują zarzucanie tylu, ale... w miarę dobre kontry powodują, że tył balansuje z jednej strony na drugą i samochód utrzymuje pewną wypadkową linię jazdy mniej więcej po prostej – choć oczywiście nie po pasie na wprost przez most, tylko skośnie przez skrzyżowanie.
Ale to jest też spowodowane tym, że na moście nie było dla niego pasa, a tak naprawdę obu psów na wprost, bo były w remoncie i zastawione barierkami, a możliwe było tylko przejechanie pasami na lewej dla niego części, na którą trzeba było wjechać po skosie.
To wszystko świadczy o rozpaczliwej walce o przetrwanie, a nie biernym czekaniu na nagły koniec...
Pewien automatyzm wyćwiczonych reakcji powodował, że nawet po pijaku, kierowca wykonywał określone ruchy niemal bez udziału ociężałego od alkoholu mózgu, bo bezwiednie uruchamiał ich wyuczoną sekwencję.
Jej nierozerwalną część musiało również stanowić hamowanie, bo bez tego na pewno nie da się wyjść z takiej opresji.
Na filmie widać wyraźnie, że po przecięciu skrzyżowania i skoszeniu sygnalizatora przy przejściu dla pieszych, gdy samochód widać z bocznej perspektywy, a nie z przodu - jego światła stopu cały czas, nieprzerwanie są rozświetlone jak pochodnie, co świadczy o tym, że hamulec jest wciśnięty do podłogi.
To, że czarna skrzynka nie wykazała działania jakichś systemów bezpieczeństwa może świadczyć o ich celowym dezaktywowaniu przez szalonego właściciela, by mu nie ograniczały frajdy z szaleństwa, ale twierdzenia, że nie hamował to wierutna bzdura.
Musiałby w tym czasie stale wciskać gaz i... przyśpieszać, a samochód na filmie ewidentnie zwalnia, a wpadając na schody obok mostu na pewno nie ma już 162km/h i nie z taką prędkością uderza później (czego już nie widać na filmie), po kolejnych 20 czy 30 metrach, w kamienne nabrzeże.
Nie wiem ile i jakich rewelacji ujawni nam kolejna profesjonalna komisja, ale za chwilę okaże się, że to był zamach i ktoś zdalnie... z krypty na Wawelu, odpalił ładunki założone w nadkolach...
Gość był pijany, był idiotą i był przekonany o swoich wielkich umiejętnościach panowania nad samochodem, ale twierdzenie, że w tak dramatycznej sytuacji, podczas wykonywania tylu skorelowanych i teoretycznie właściwych ruchów – nie hamował – to absurd.
Chciał przeżyć, chciał się uratować i zapanować nad samochodem, i zapewne zrobił wszystko co miał „wgrane" w odruchy działań w takich sytuacjach, a one musiały zakładać hamowanie, bo bez tego cała reszta podejmowanych czynności nie miałaby sensu.
Zabił siebie i kumpli, zagrażał wszystkim na drodze, ale nawet jeśli było bardzo prawdopodobne, że kiedyś doprowadzi do jakiejś tragedii, to jestem daleki od myślenia, że pod mostem Dębnickim zginął celowo, i że nie zrobił wszystkiego by przeżyć, nawet będąc tak pijanym.
A hamowanie i zmniejszenie prędkości jest pierwszym i najważniejszym odruchem mogącym i mającym uratować mu życie.
Krakowska komisja jak widać podtrzymuje tradycje najlepszych komisji śledczych o sowieckim rodowodzie.
Oni wiedzą wszystko zanim zaczną badać i analizować dowody, bo raport... mają już napisany i jedynym ich zadaniem jest go odczytać.
Za każdym razem zastanawiam się kto tym steruje i po co...
Zdarzenia proste i oczywiste (choć niezmiennie szokujące, że do nich w ogóle doszło i ktoś do tego dopuścił – niezależnie czy był ich uczestnikiem, czy obserwatorem) w swoim przebiegu są zastanawiająco gmatwane i komplikowane poprzez wymyślanie im karkołomnych teorii spiskowych, a tu, analiza wypadku, którego przebieg jest w miarę klarowny, łatwo wytłumaczalny i nie budzący żadnych wątpliwości – zaczyna skręcać w kierunku tworzenia domysłów co tam się właściwie stało i dlaczego.
Jakikolwiek inny przebieg tych zdarzeń, trajektorii jazdy i jej konsekwencji mógłby powodować wszelkie możliwe zdziwienie, ale w istniejących warunkach większość możliwych opcji wynikających z nieco innej reakcji i tak prowadziłaby do podobnego finału.
Różnica polegałaby na tym w co by uderzyli, w którym momencie, i w jakim ustawieniu samochodu...
Wyjście z życiem z czegoś takiego, gdy jechali w czwórkę samochodem do tego nieprzystosowanym – to byłby dopiero cud i powód do zastanawiania się jak to możliwe... i jak to się stało, że ktoś to przeżył.
Tutaj nie było żadnej niespodzianki i w pewnym sensie, mimo wszystko, wyjątkowo zgadzam się z kolejną konstatacją szacownej komisji, że ich los został przesądzony nieco wcześniej, gdy pijany właściciel zmienił poprzedniego kierowcę i siadł za kierownicą, aczkolwiek to jest przecież wielkie nadużycie, bo do tej pory jego jazdy „uchodziły" mu na sucho, więc zakładam, że i tym razem liczył na kolejny łut szczęścia.
Jednak tym razem zupełnie go zabrakło, ale nie widzę w tym żadnych znamion chęci zakończenia tej jazdy w inny sposób niż każdorazowo do tej pory, nawet jeśli statystycznie były na to bardzo małe szanse.
Najistotniejszą zmienną w tej sytuacji był trwający od mniej więcej tygodnia wcześniej remont mostu Dębnickiego i zmiana organizacji ruchu przed nim i na nim, o czym, najwyraźniej, zamroczony alkoholem szaleniec nie wiedział lub nie pamiętał.
Co najdziwniejsze w tej tragedii - to była ta zmienna, która była... najbardziej stabilna, najmniej nieprzewidywalna i powinna być ujęta we wszelkich kalkulacjach tej szaleńczej jazdy, a właśnie ona nie została w nich ujęta w ogóle.... do momentu rozpoczęcia rozpaczliwego hamowania przed pachołkami zamykającymi i kończącymi ślepy pas.
Ale komisja twierdzi, że kierowca w ogóle nie hamował...
Hmmmmm...
Oni widocznie oglądają jakieś inne filmy, na których ktoś się w ogóle nie hamuje...
Ja Ja, Polak mały