Zapraszam do zapoznania się z moim
tomikiem poezji "Drżenia niedojrzałości"

Sprawdź

25 Lip
2023

Krzysztof Hołowczyc tłumaczy niewytłumaczalne

kategoria: Polityka
godzina: 13:45
Udostępnij:

 

Wolne Miasto Warszawa, 25.07.2023

I znowu czkawką odbijają się, dość częste, nieprecyzyjne wypowiedzi, które mało klarownie lub trochę nie na temat wypuszcza się w eter w danej sprawie, czasami tylko dlatego, że ktoś jest jakkolwiek kojarzony z tematem.

Tym razem padło na Krzysztofa Hołowczyca, który po wypadku słynnego już żółtego RM RS, kończącego pijacki rajd jego właściciela pod mostem Dębnickim w Krakowie, uraczył nas kilkoma złotymi myślami krążącymi w dalekiej orbicie tej sprawy.

I, żeby nie było, KH jest ogólnie rzecz biorąc kojarzony z motoryzacją, wyścigami, rajdami i... mistrzostwem kierownicy, a nie z pijackimi, bezrozumnymi, szaleńczymi szarżami po miejskich ulicach, ale jednak i w tej sprawie postanowił zabrać głos.

Chodzi o stwierdzenie, że brak jest właściwej liczby dostępnych torów ćwiczebno-wyścigowych, na których przepełnieni testosteronem i „olejzyną" miłośnicy szybkiej jazdy autami mogą dać upust swoim fanaberiom, nadmiarowi energii i sprawdzić się w ekstremalnych warunkach wyścigowych.

No, powiem tak, Panie Krzysztofie, gdyby Pan popełnił taką wypowiedź na pikniku motoryzacyjnym, w obecności jakiegoś Prezydenta Miasta, będącego jego gospodarzem – to rozumiałbym, że jest to jawna sugestia, że dobrze byłoby, gdyby to miasto zajęło się wybudowaniem czegoś takiego.

Podobnie, gdyby taka Pańska wypowiedź padła na jakimś balu charytatywnym, a została wyartykułowana w obecności jednego z najhojniejszych darczyńców, jednocześnie rzutkiego biznesmena i miłośnika motoryzacji – to mogłaby wtedy świadczyć o tym, że podrzuca mu Pan świetny pomysł na nową żyłę złota.

I co do meritum, teoretycznie pełna zgoda.

Ale kontekst tej wypowiedzi, zaanonsowanej niemal nad dymiącym wrakiem będącym świadectwem pijackiej szarży szaleńca, zakończonej wielką masakrą... to co najmniej nietakt.

I to nie wobec tych trzech ofiar tego mordercy, bo jakby nie patrzeć są współwinni (a tego chyba nie muszę tłumaczyć dlaczego...) – tylko wobec tych wszystkich, których życie nieustannie było narażone na śmiertelne niebezpieczeństwo ilekroć król życia wyruszał „na miasto".

A tych... mogą być, a w zasadzie są tysiące.

Co do stwierdzenia KH, chciałoby się powiedzieć: „Co ma piernik do wiatraka?", bo są to dwie kompletnie różne i, może zaskakująco dla Pana Krzysztofa, zupełnie niezwiązane ze sobą sprawy.

Jeśli bardzo karkołomną konkluzją zawiłych wywodów w tej kwestii miałoby być twierdzenie, że taki tor pozwalałby się wyszumieć, sprawdzić, zaspokoić i spełnić potrzebę szaleństwa, po czym  usatysfakcjonowany „rajdowiec" mógłby ochłonąć, pójść pod prysznic, wrócić do normalności, przesiąść się na umowny rower i spokojnie oraz oczywiście przepisowo pojechać do domu – to pewnie jak najbardziej tak.

Ale tak to robią zawodowcy, którzy nie przynoszą „pracy" do domu i potrafią bardzo precyzyjnie oddzielić te dwa zupełnie odmienne swiaty i tak bardzo różne rzeczywistości, w których funkcjonują.

Jednak, na marginesie, muszę wspomnieć czy wskazać, że sam pan Krzysztof kilkukrotnie był zatrzymywany przez policję, gdy szarżował po polskich drogach, poruszając się po nich z prędkościami dalece przewyższającymi te wskazywane na znakach - co należy uznać za mało rozsądne, bardzo niebezpieczne i niedopuszczalne - niezależnie od tego, że przekonany o swoim mistrzostwie uważał, że panował nad sytuacją.

A to oznacza, że z dużą dozą prawdopodobieństwa, a w zasadzie pewności można stwierdzić, że zapewne jeździł tak wielokrotnie czy dziesiątki, setki, a nawet tysiące razy, bo nawet przy największej możliwej sympatii do naszej policji oraz wiary w jej skuteczność związaną z kontrolą jazdy po drogach - nikt rozumny nie uzna ich działań za wychwytujące nawet promile promili spotęgowanych ułamków promili popełnianych wykroczeń.

A i sam ten wypadek jest przecież najlepszym dowodem na jej indolencję, brak skuteczności działania... oraz nawet chęci zajęcia się sprawą i ujęcia oraz wyeliminowania PRZESTĘPCY, który zawsze i z premedytacją łamał przepisy i narażał na śmiertelne niebezpieczeństwo wszystkich wokół.

Jak to jest, że przy nieustannych i notorycznych tak szaleńczych eskapadach i niemal terrorystycznych  ekscesach - nikt nie zatrzymywał tego samochodu ani kierowcy, nie rekwirował tego auta jako narzędzia przestępstwa, ani nie pozbawiał prawa jazdy kierowcy-bandyty, o wsadzeniu go do więzienia nie wspominając.

W tym czasie inni wokół są zatrzymywani przez patrole lub dostają listy ze zdjęciami z fotoradarów, tracą prawa jazdy, płacą mandaty i są szykanowani za przewinienia, które, w większości, są niemal nieistotne nawet gdy są wykroczeniami - w porównaniu z zagrożeniem stwarzanym przez tego bezczelnego debila, który w sposób oczywisty musiał wyglądać jak ktoś jeżdżący z granatem w ręku z wyjętą zawleczką. 

Brak odpowiedniej reakcji lokalnej policji świadczy o współwinie, współudzile, zaniechaniu i zaniedbaniu obowiązków lub nawet korupcyjnym przyzwoleniu na stwarzanie takiego zagrożenia.

Bo to, że prędzej czy później może dojść, a w zasadzie, że dojdzie do jakiejś tragedii to musiało być oczywiste.

A na drodze nie może być świętych krów, niezależnie od tego czy ktoś się bezczelnie wywyższa, bo uważa że jest lepszym kierowcą, ważnym urzędnikiem, prezydentem czegokolwiek, komendantem policji, premierem, posłem, sędzią, czy kimkolwiek innym błędnie uważającym siebie za tego wybranego i będącego ponad prawem.

I to, nawet zaskakująco... również i we własnym interesie każdego z takich kretynów - co  jasno i dobitnie potwierdziła i ta tragedia.

Prawda jest taka, że do momentu wypadku każdy łamiący przepisy jest przekonany, że kontroluje cały świat, jest najlepszy i o wiele lepszy od wszystkich pozostałych oraz nadaje sobie prawo do traktowania obowiązujących zasad poruszania się w ruchu drogowym jako debilne wytyczne dla idiotów, ale przecież nie dla niego.

Nie odbieram Panu Krzysztofowi prawa do myślenia o sobie w sposób zbliżony do twierdzenia: „Jestem MISTRZEM kierownicy", bo jego zawodowe osiągnięcia w pewnym sensie to potwierdzają, ale po pierwsze, wywalczone tutuły zostały zdobyte w bardzo konkretnych warunkach rajdowych, najczęściej sztucznie stwarzanych i zabezpieczanych przez organizatorów danych eventów, a po drugie, miały miejsce w bardzo precyzyjnie określonym czasie, za każdym razem po długich, żmudnych i intensywnych przygotowaniach do wzięcia udziału w konkretnych zawodach o znanej charakterystyce tras.

Poruszanie się po drogach publicznych za każdym razem, dla każdego, jest loterią i należy pamiętać, że nie tylko za każdym zakrętem, ale i na każdej prostej może każdego spotkać wiele niespodzianek, zagrożeń, a także kompletnie nieprzewidywalnych sytuacji - których nawet Mistrzowie mogą nie być w stanie przewidzieć ani się do nich przygotować, a tym bardziej poradzić sobie z nimi i wyjść cało z takiej opresji.

Obawiam się, że zwiększenie liczby torów i ich dostępności... wyprodukowałoby jeszcze większe rzesze szalonych, przekonanych o swoich umiejętnościach machodriverów uznających, że już osiągnęli taki poziom wtajemniczenia, że mogą przez miasto szarżować o każdej porze dnia i nocy, bo przecież „szkolili się" na torze.

Pomijam już tu sposoby generowania środków płatniczych na korzystanie z takich „przyjemności", bo to nie są rzeczy tanie, a zatem wpłynęłoby to zapewne na dalszy, dynamiczny rozwój tych przedsiębiorczych branż, które dzielnym, obrotnym „biznesmenom" gwarantują szybkie, nieopodatkowane zarobki uzyskiwane w niestandardowych kwotach, w sposób daleki od zgodności z prawem i uczciwością...

Zresztą miłośnicy nocnych wyścigów, mam wrażenie, i dzisiaj radzą sobie z tym całkiem nieźle, bo „tunningowanie" też sporo kosztuje, o zużyciu i wymianie zajechanych części nie wspominając.

Absurdalność teorii KH wypowiadanej akurat w obliczu tej tragedii, polega na tym, że idąc tym torem rozumowania, stanąłby nad ofiarami niedawnej strzelaniny (a w zasadzie egzekucji) w Poznaniu i wygłosił złotą myśl, że: „No tak, wszystko przez to, że brakuje strzelnic i otwartego dostępu do broni".

Szanuję Pana Krzysztofa jako sportowca, obojętnie toleruję jako miłośnika sieci komórkowych, ale nie zgadzam się z.. „językowym niechlujstwem", powodującym wielkie zamieszanie w niezwykle istotnych i akurat teraz tym bardziej bardzo boleśnie delikatnych kwestiach.

Tłumaczenie po czasie, że nigdy nie popierał jazdy po pijaku przyjmuję jako oczywistą oczywistość, ale nie o to chodzi.

Powodem wypadku nie był brak torów (wyścigowych, bo te tramwajowe akurat tam były i też trochę namieszały), a ich zbudowanie też nie da gwarancji, że takie wypadki się nie powtórzą.

Istotą jest wychowanie w poszanowaniu prawa, życia i ludzi oraz świadoma samokontrola, ale tej nie da się uzyskać mając w organizmie 2,3 czy 2,6 promila, zależnie od tego kto przeprowadzał testy krwi i moczu, bo już samo to świadczy o totalnym braku autokontroli (i nie chodzi tu o panowanie nad autem w poślizgu), nawet bez zbliżania się kogokolwiek do samochodu.

Nie zarzucam KH złych intencji, staram się wiedzieć co miał na myśli, z tym, że przekaz publiczny rządzi się swoimi prawami, a te są tak proste jak ich odbiorcy – słyszą to co chcą albo potrafią usłyszeć i próbują zrozumieć tyle ile mogą – więcej nie dadzą rady, żeby się z...i.

Tu akurat brak pełnego zrozumienia tamtej wypowiedzi przerodził się w rodzaj oburzenia większości ją słyszących lub czytających, więc poza wielkim dymem i kurzem, nie stało się nic złego, ale trzeba pamiętać, że Pan KH dla wielu jest autorytetem, a to oznacza, że jeśli czytelniko-słuchacze źle odczytają jakąś inną jego wypowiedź i uznają ją za wskazówkę jak coś robić, może się okazać, że zrobią coś uznając, że namówił ich do tego KH, pomimo że on właśnie ich przed tym przestrzegał, i nie mówię tu broń boże o jakimś fioletowym telefonie ani internecie, tylko o sprawach życiowo naprawdę ważnych.

 

Ja Ja, Polak mały

 

Komentarze (0)
Dodaj komentarz»
© Wszelkie prawa zastrzeżone