I znowu czkawką odbijają się, dość częste, nieprecyzyjne wypowiedzi, które mało klarownie lub trochę nie na temat wypuszcza się w eter w danej sprawie, czasami tylko dlatego, że ktoś jest jakkolwiek kojarzony z tematem.
Tym razem padło na Krzysztofa Hołowczyca, który po wypadku słynnego już żółtego RMRS, kończącego pijacki rajd pod mostem Dębnickim w Krakowie, uraczył nas kilkoma złotymi myślami krążącymi w dalekiej orbicie tej sprawy.
Nie da się nie wrócić do krakowskiego wypadku, a w zasadzie masakry na własne, bezczelne życzenie.
Tym bardziej, że wczoraj odbył się pogrzeb głównego winowajcy i mordercy, którego imię i nazwisko na zawsze pozostanie już synonimem bandyckiej mentalności zakompleksionych, nieprzystosowanych do życia w społeczeństwie miernot, sztucznie podbijających swoją rzekomą wartość życiem na krawędzi, poza prawem i wbrew uczciwym zasadom oraz obowiązującym przepisom przestrzeganym przez innych.
Wiadomość dnia, która rozpoczęła sobotni poranek, jest kolejnym dowodem na debilizm w najbardziej ekstremalnej formie.
Czterech pijanych, naćpanych kretynów, przekonanych, że kasa daje im inne prawa niż ma je reszta, traktowana przez nich jak plebs, motłoch i gorszy sort – dość gwałtownie zakończyło swoje puste, a przy tym przepełnione pogardą dla innych, życie – mało efektownym, żenującym dachowaniem pod mostem Dębnickim w Krakowie.