Zapraszam do zapoznania się z moim
tomikiem poezji "Drżenia niedojrzałości"
Wolne Miasto Warszawa, 22.09.2022
I znowu Robert Lewandowski jest na ustach wszystkich..
Po raz kolejny też nie tylko z powodów stricte sportowych.
Teraz, bo na naszym Stadionie Narodowym spotkał się z legendą ukraińskiej piłki nożnej Andrijem Szewczenką i w geście solidarności założył sobie na rękę otrzymaną od niego opaskę kapitana Ukrainy.
Gest wielce symboliczny i bardzo dużo znaczący dla obu kapitanów, moim zdaniem, bo Szewczenko dzieląc się z Lewym swoim najbardziej zaszczytnym dla siebie tytułem (a zapewniam, że dla piłkarza pełnienie takiej roli w reprezentacji narodowej znaczy o wiele więcej od jakiegokolwiek medalu za cokolwiek), a RL9 przyjmując to – pokazali wzajemny szacunek, jedność i prawdziwą, a nie tylko sztucznie plastikową solidarność.
To poszło w świat i poprzez medialny zasięg wszystkiego związanego z Lewandowskim – trafi i w takie miejsca, w których do tej pory mało kto zdawał sobie sprawę, że w XXI wiecznej Europie w ogóle trwa jakaś wojna.
Przekaz bardzo mocny, bo taka jedność podkreśla i potwierdza realną bliskość, a nie tylko fasadowe uśmiechy pod publiczkę.
Tym bardziej, że piłkarska symbolika obecnej jedności naszych narodów jest niezwykle silnie wzmacniana przekazem utrwalanym poprzez areny sportowe od roku 2012, kiedy to wspólnie organizowaliśmy Mistrzostwa Europy, wielokrotnie pokazując światu jak wiele nas łączy i ile mamy ze sobą wspólnego (teraz dobitnie potwierdzana przez rozgrywanie swoich „domowych" meczów przez Szachtar Donieck w... Warszawie).
Biorące udział w tamtym turnieju drużyny narodowe oraz miliony kibicujących im i jeżdżacych za nimi „turystów" - przemieszczające się płynnie m.in. pomiędzy Warszawą, Kijowem, Wrocławiem, Donieckiem, Gdańskiem, Charkowem, Poznaniem i Lwowem - uzyskały poczucie bycia w zasadzie w jednym i tym samym kraju, dostrzegając jedynie niewielkie lokalne róznice pomiędzy różnymi jego regionami.
To ta symbioza oraz wykreowane wraz z nią poczucie przynależności samej Ukrainy do kultury Zachodu - stanowiły zapewne jeden z motorów stałego i uporczywego rozwijania w Ukraińcach przekonania, że w żadnym razie nie są już Rosją, a zdecydowanie chcą być częścią cywilizowanej Europy.
A to odradzające się poczucie odrębności narodowej i gotowości do jej otwartego, odważnego okazania - były bezpośrednim powodem zademonstrowanego przez nich sprzeciwu na Majdanie w Kijowie w roku 2014 oraz wymusiło na Rosji zdjęcie maski i poprzez atak na Ukrainę oraz zajęcie Krymu - obnażenie jej faktycznych intencji i sposobu traktowania Ukrainy.
I to spowodowało, że od tamtej pory Ukraina i Ukraincy mieli już ostateczny dowód na to, gdzie mają śmiertelnego wroga, a gdzie mogą mieć nadzieję na znalezienie przyjaciół.
Mowa tu oczywiście o pewnym, może trochę niesprawiedliwym, a przez to nie do końca w 100% prawdziwym, nadinterpretowanym generalizowaniu, bo przecież nie pokazuje to myślenia ani przekonań wszystkich Ukraińców ani Rosjan, ani też Polaków.
Ale ogólnie rzecz biorąc to wszystko pchnęło ich do podjęcia intensywnych poszukiwań tych, którzy mogą ich wesprzeć w ich dążeniach do prawdziwej niepodległości i odrębności państwowej.
A prowadzona w związku z tym od 8 lat niezwykle dynamiczna i efektywna akcja wzmacniania swojego potencjału obronnego, organizacyjnego oraz zdolności koordynacji wszystkich swoich aktywności i systemów funkcjonowania z tymi, którzy mogą ich wspierać - spowodowała, że Rosja, która postanowiła wrócić i ponownie napaść na Ukrainę - nie zajęła jej w planowane 4 dni, tylko niespodziewanie dla siebie stanęła przed widmem totalnej klęski, prowadzącej do kompletnej destrukcji niej samej.
A to dlatego, że okazało się, że Ukraina nie jest już widziana, odbierana i uznawana przez świat jako terytorium zależne Rosji, a jako oddzielny i samodzielny, świadomy i niepodległy byt państwowy, i w związku z tym świat wreszcie powiedział Rosji, że już mu się znudziło bierne obserwowanie bezczelnego panoszenia się czerwonego niedźwiedzia, uważającego wszystkich za idiotów i mięczaków, bo nie uznają prawa siły za nadrzędne.
Szok może okazać się tym większy, że niespodziewany dla Rosji, skoordynowany na wielu polach i frontach tzw. „strike back" może skutkować nie tylko jej „knock downem", który skończy się jedynie liczeniem, czy po kolejnym ciosie przez dłuższą chwilę zamroczneniem zakończonym nokautem i w rezultacie przegraniem tej walki, ale może doprowadzić do sytuacji, że świat - w wyniku jej bezmyślnej, frontalnej i samobójczej szarży z opuszczoną gardą, w celu jej powstrzymania zmuszony do zadania Rosji serii ciosów - powali ją nie tylko na kolana, ale spowoduje, że z odciętą świadomością bezwładnie runie na plecy.
Wówczas mogłoby to spowodować, że Rosja, w pewnym sensie na własne życzenie, doprowadzi do rozpaczliwej wewnętrznej szamotaniny o przetrwanie w ogóle, bo wydaje się, że obecnie możemy zbliżać się do fazy, która wymusi takie reakcje „zachodu", które spowodują jej comę, czy nawet śmierć kliniczną, bo nadal, w zamroczeniu, w konwulsjach próbuje ciągle jeszcze bezprzytomnie walić na oślep i sama, za żadne skarby, nie chce rzucić ręcznika.
Na tle tego wszystkiego, co jakiś czas dostrzegana jest Polska, która w ramach sąsiedzkiej bliskości i odbudowywania naszych relacji - coś dla Ukrainy robi lub okazjonalnie deklaruje.
W kraju, w którym tysiące ludzi ruszyło do pomagania ukraińskim uchodźcom (liczonym w milionach), niemal likwidując, a w każdym razie bardzo ograniczając konieczność organizacji oficjalnych obozów – taki gest wspólnoty myśli i przekonań, wykonany przez Lewandowskiego - w zasadzie wydaje się być absolutnie naturalnym i oczywistym, zwłaszcza w historycznym ujęciu posiadania odwiecznego wspólnego wroga, niezależnie nawet od powodów i naszej winy w tym, że Ukraińców i Rosjan połączyła na lata swego rodzaju chora wspólnota.
Jak widać, po raz kolejny w historii, bardzo sztuczna i nietrwała, a także jednostronnie uznająca Rosjan za naród lepszy, wyższy cywilizacyjnie i posiadający inne, a do tego wszystkie i wyłączne prawa do czegokolwiek.
Osobiście mam nadzieję, że przebieg tej wojny i postawa w niej narodu ukraińskiego raz na zawsze definitywnie przewartościuje te relacje i pokieruje je na humanitarny i logiczny tor funkcjonowania sąsiadów.
Tym bardziej, że od niej zależy los nie tylko ich samych, ale i nas, Europy, a w zasadzie i całego świata.
I dlatego nie mogą w tym zostać sami, bo tak czy inaczej nie unikniemy (w jakiejś formie) konfrontacji z obecną wersją Rosji.
Jednocześnie wierzę, że taka pełna i szczera normalizacja relacji sąsiedzkich dzieje się teraz pomiędzy Ukraińcami, a nami, bo historia naszych stosunków też jest niezwykle pokręcona i krwawa.
Oczywiście wszyscy tak mają, Niemcy i Francuzi, Francuzi i Anglicy, Szwedzi i Duńczycy, Austriacy i Włosi itd., bo taka jest poszarpana linia tępej historii.
Jednak odkładając na bok emocje i osobiste anse, należy dostrzec też, że pokoleniowo rzeczy zmieniają się diametralnie, a obecnie bardzo często wnuki nie mogą za cholerę zrozumieć, po co walczyli ze sobą i ginęli ich dziadkowie, zamiast spokojnie zajmować się wychowywaniem ich rodziców.
Mam nadzieję, że następne pokolenia będą prowadziły takie dywagacje dotyczące i obecnych konfliktów, które jak najszybciej zostaną logicznie zakończone, zamykając za sobą już na zawsze ciemnogród mentalny obecnych dyktatorów.
Ale sama wiara w samozbawienie świata, który, dojrzewając, samodzielnie wróci, a w zasadzie wejdzie, na ścieżkę świadomego człowieczeństwa – to niestety za mało na czynienie postępów w tej materii.
Wśród obserwujących gesty wsparcia i przyjaźni polsko-ukraińskiej, zadziwiająco głośno brzmią głosy oburzenia, a nawet nienawiści kierowanej do Lewego, za to, że założył ukraińską opaskę kapitańską.
A to świadczy o tym, że mamy wśród nas nader liczne stado tych, których brak empatii, poczucia jedności akurat w tej grupie społeczno-narodowej, umiejętności czytania i przewidywania historii oraz posiadania jakiejkolwiek wiedzy o świecie do którego przynależymy, i który bardzo szybko możemy stracić - stawia daleko poza nawiasem, co prawda wielce pogmatwanego, ale jednak jasno określonego zbioru pod uproszczoną nazwą Polska, pomimo ich deklaratywnych, fałszywych okrzyków, że są prawdziwymi Polakami, jakimiś patriotami i mają honor, czy coś tam takiego na jego kształt.
Z mojego punktu widzenia takie zachowanie z automatu kwalifikuje każdego takiego delikwenta do wciągnięcia go na listę rosyjskich agentów lub wychowanych na ich ideologii zdrajców i jak najszybszego deportowania tam, gdzie jeszcze jest Rosja, zanim się nie rozpadnie i potwierdzi, że była sztucznie zlepionym siłą więzieniem dla okolicznych plemion.
Liczne ostatnio starcia na kilku granicach jej byłych republik, uruchomione w momencie rozpaczliwego zabierania stamtąd na Ukrainę trzymających je za pysk wojsk rosyjskich – dobitnie świadczą o tym, że są wbrew ich woli kontrolowane i podduszane ruskim butem, a poza tym, że ten but właśnie się rozwalił i już nie da się w nim chodzić.
Obecnie ogłoszona w Rosji mobilizacja – przede wszystkim zmobilizowała Rosjan do... wyjazdu (w panice, przerażeniu i totalnym chaosie), przez co mają gigantyczne zamieszanie przy wszystkich swoich, otwartych jeszcze granicach, które z tego tytułu pewnie sami zaraz zamkną.
Ci co akurat nie uciekają z kraju, uciekają się do wyrażania swoich przemyśleń na jej temat na ulicach, i nawet najlepsza ich propaganda nie jest w stanie pokazywać tego jako euforycznego poparcia dla Putina, bo trzymane transparenty, albo uczestnicy trzymani w kibitkach wywożących ich do więzień i aresztów – zupełnie tego nie potwierdzają.
Ta wojna jeszcze potrwa, zginą jeszcze tysiące ludzi i cierpienie będzie przeogromne, bo taka jest nieubłagana logika, a raczej głupota kretyńskich konfliktów, ale trzeba mieć nadzieję, że w efekcie końcowym pozwoli na tak diametralną zmianę układu geograficzno-politycznego Europy, że jej dotychczasowy wygląd, już niedługo, wszyscy będziemy pamiętać jako kompletnie niezrozumiały i obcy nam mentalnie archaizm.
A wszyscy prawdziwi Polacy, którzy tego w ogóle nie ogarniają, mam nadzieję, że wtedy będą mieszkać gdzieś daleko za Uralem, bo tam może jeszcze będą jakieś zagubione w tajdze wioski, w których mieszkańcy nie będą wiedzieli, że ich Rosja w starym wydaniu już nie istnieje, a może się zdarzyć, że w niektórych z nich będą uważać, że nadal mieszkają w ZSRR lub nawet, że wciąż podlegają pod jakiegoś kolejnego cara, bo z racji odcięcia od świata jeszcze nie mieli jakiejkolwiek szansy w ogóle słyszeć o jakimś Leninie, nie wspominając już o Stalinie ani jego obecnej wersji - Putinie.
Dla prawdziwie polskich patriotów to może być wymarzone miejsce, bo, z jednej strony, podtrzymujące tradycje tych, którzy byli tam zsyłani, a z drugiej, we wszystich wymiarach, bardzo odległe od zjednoczonej, nowoczesnej Europy, która już nie będzie sięgać tak daleko, by w jakikolwiek sposób tłamsić ich niezależność, zabierać im niepodległość i narzucać im jakiekolwiek sprzeczne z ich poczuciem godności prawa do samostanowienia o sobie bez oglądania się na kogokolwiek.
Nikt niczego im nie będzie narzucał, kazał ani zabraniał... bo nikt nie będzie wiedział o ich istnieniu.
Będą absolutnie wolni, wolni, wolni – wolni jak żółwie, zwłaszcza że dotarcie stamtąd gdziekolwiek będzie musiało być bardzo, baardzo, baaardzo dłuuuuuugą wyprawą.
Ja Ja, Polak mały