Wczoraj późnym wieczorem w Barcelonie, meczem z Almeirą, zakończył swoją wielką karierę Gerard Pique, żywa legenda Blaugrany, który jednak ostatnich tygodni w roli piłkarza Barcelony nie może zaliczyć do najbardziej udanych.
35 latek podjął chyba jedyną słuszną decyzję (aczkolwiek wymagającą mimo wszystko wielkich jaj) o rozwiązaniu swojego kontraktu niemal dwa lata przed jego końcem i definitywnym zawieszeniu butów na kołku.
EL Clasico dla Realu, pewne i zasłużone 3 : 1 i w zasadzie dominacja nad bezbarwną, bezradną i zagubioną Blaugraną, która od dawna w każdym meczu potwierdza, że nie ma pojęcia jak grać w piłkę.
Ja już prawie nie pamiętam jak poprzednio, wiosną, Barca rzuciła królewskich na kolana ładując im na Santiago Bernabeu 4 : 0, bo po tamtej, słabej Barcie z poprzedniego sezonu – niemal nie ma już śladu – jest o niebo... (albo raczej piekło) słabsza.
Wczorajszy, wyjazdowy mecz ligi mistrzów z Interem Barca przegrała na własne życzenie, a w zasadzie na życzenie swojego trenera Xaviego.
Geniusz piłkarski, który sprzyjał mu, gdy sam był na boisku i bezpośrednio mógł wpływać na grę drużyny – teraz, gdy ma to robić z boku i z ławki – jakoś nie przekłada się na kontrolę nad jego zespołem.
I znowu Robert Lewandowski jest na ustach wszystkich..
Po raz kolejny tez nie tylko z powodów stricte sportowych.
Teraz, bo na naszym Stadionie Narodowym spotkał się z legendą ukraińskiej piłki nożnej Andrijem Szewczenką i w geście solidarności założył sobie na rękę otrzymaną od niego opaskę kapitana Ukrainy.
Wczoraj wieczorem oczy sporej części kibiców piłkarskich zwrócone były na Bawarię, gdzie Bayern Monachium podejmował, w ramach gier ligi mistrzów, słynną ekipę z Barcelony.
Oczywiście tematem numer jeden była kwestia wpływu na grę.. obu drużyn – braku lub obecności w nich Roberta Lewandowskiego, który pierwszy raz od lat ośmiu wybiegł na stadion w Monachium jako ktoś reprezentujący gości, a nie gospodarzy.