23.03.2021 Wolne Miasto Warszawa
Wracam na moment do odznaczenia Roberta Lewandowskiego Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski, wręczonego mu w poniedziałek przez Prezydenta RP.
Mam wrażenie, że wymaga tego sytuacja, w której to wydarzenie wywołało internetowe tsunami, w dużej mierze próbujące zatopić aktualnie najlepszego piłkarza świata.
Zanim przejdę do oceny tej kolejnej, gównianej wojenki, pozwolę sobie na kilka słów mojej ogólnej oceny tego zaściankowego grajdołka, w którym żyjemy.
Ja osobiście jestem pewnie niemalże ostatnią osobą, która (ale to dopiero po bardzo długich i zupełnie nieludzkich torturach) mogłaby być skłonna w jakikolwiek przychylny i pozytywny sposób wypowiadać się o obecnej, suwerennej władzy, a także o wybranym przez jej zwolenników Prezydencie naszego kraju.
To był weekend, w którym w Bundeslidze, po raz kolejny, wszyscy rozumiejący piłkę wymieniali bez przerwy jednym tchem wyłącznie cztery słowa: BAYERN MONACHIUM oraz ROBERT LEWANDOWSKI.
W historii futbolu zdarzają się takie mecze, które na zawsze zostają w nieśmiertelnej pamięci wszystkich kibiców na całym świecie, gdyż przełamują pewne, wydawałoby się nieosiągalne granice.
Takie momenty wykreowują również legendy o niezwyciężonych herosach, którzy potrafią wznieść się na absolutne, niedostępne dla innych wyżyny kunsztu w danej dziedzinie.
To, że Bayern Monachium jest zespołem wybitnym i historycznie należącym do najlepszych na świecie, wiemy oczywiście nie od dzisiaj.
A to, że jest najlepszy na świecie udowodnił niedawno wygrywając wszelkie możliwe trofea w zeszłym i na początku tego roku.
Ale styl w jakim w ostatni weekend, grając od 12. minuty w dziesiątkę, pokonał VFB Stuttgart 4 : 0 - zostanie zapamiętany i zapisany w annałach niesamowitych wydarzeń w sporcie, i to tymi największymi zgłoskami.
Rozegrana w ostatni weekend 25. kolejka Bundesligi przyniosła kilka ważnych, zapewne brzemiennych w skutkach, rezultatów.
Zwycięstwo Bayernu Monachium 3 : 1 nad Werderem Brema co prawda było raczej oczekiwane, a każdy inny wynik byłby zapewne uznany za niespodziankę, bądź nawet sensację, ale tym razem jego kontekst jest znacznie szerszy niż tylko dopisanie Die Roten 3. punktów.
Niezwykle miłym dla nas i niemalże historycznym wydarzeniem było zdobycie przez Roberta Lewandowskiego bramki na 3 : 0, i to nie tylko dlatego, że przesądziła o zwycięstwie i ostatecznie odebrała Werderowi nadzieję na jakiekolwiek punkty w tym meczu.
Ten gol był jednocześnie 268. zdobytym przez RL9 w Bundeslidze, a tym samym zrównującym go z drugim na liście wszechczasów Klausem Fischerem.
Gdyby kilka strzałów Roberta, po których piłka trafiała w słupki lub poprzeczkę – było minimalnie celniejszych, Lewandowski już po tym meczu byłby samodzielnym drugim snajperem tej ligi.
Na to musimy jeszcze poczekać, ale sądzę i mam nadzieję, że jedynie do następnej kolejki.
Jedynym piłkarzem, który zdobył więcej goli jest już tylko legendarny Gerd Mueller.
Po tygodniu, w którym grała liga mistrzów, a w niej Bayern Monachium pewnie pokonał Lazio Rzym 4 : 1, Borussia Dortmund Sevillę 3 : 2, RB Lipsk uległo Liverpoolowi 0 : 2, a Borussia Moenchengladbach, w takim samym stosunku Manchesterowi City, zespoły wróciły na ligowe boiska.
Zacznę od niespodzianki jaką byłą porażka idącego do tej pory jak burza w tym roku Eintrachtu Frankfurt przegrał z Werderem Brema 1 : 2, co potwierdza, że zespoły z dolnej części tabeli, w poszukiwaniu punktów, za wszelką cenę gotowe są kąsać wszystkich bez względu na miejsce w tabeli.
Dzięki temu Werder odsunął się nieco od strefy spadkowej i mając 26 punktów utrzymał 12. miejsce, zwłaszcza, że sąsiadujący z nim 13. Augsburg też wygrał swój mecz z Mainz i oba zespoły, w związku z tym, nadal mają po tyle samo punktów.
Porażka Eintrachtu wstrzymała go w pogoni za liderami, a zwłaszcza pozwoliła oderwać się od niego Wolfsburgowi, który nadal się nie zatrzymuje i pewnie pokonał Herthę Berlin 2 : 0, samodzielnie zajmując 3. miejsce w tabeli.
W ten weekend w Bundeslidze rozgrywano mecze 22 kolejki. Dochodzimy do fazy, w której każdy zaczyna coraz bardziej drobiazgowo liczyć każde zdobyte lub stracone oczko.
Dla kilku zespołów z czubka tabeli to są niezwykle wymierne przychody, które mogą się pojawić, gdy zajmą miejsca dające prawo gry w różnych pucharach europejskich, z ligą mistrzów na czele.
Zespoły z dolnej części stawki walczą o swoje być albo nie być w tej klasie rozgrywkowej, a czasem jednocześnie w ogóle o swój byt, bo spadek z ligi może również oznaczać pogłębiające się tarapaty finansowe, nawet większe od kryzysu sportowego.
Ciekawą strategię zaprezentowali włodarze Borussi Dortmund, którzy na początku tygodnia oznajmili, że od przyszłego sezonu zespół poprowadzi aktualny trener... Borussi Moenchengladbach Marco Rose.
Ruch po dwakroć cwany, sprytny i bezczelny w swojej przebiegłości, choć w moim odczuciu mało elegancki, ale rywalizacja w lidze to jest wojna, a nie słodkie imieniny u babci.