Zapraszam do zapoznania się z moim
tomikiem poezji "Drżenia niedojrzałości"

Sprawdź

16 Maj
2021

Lewy wyciągnął rękę do Gerda Mullera

kategoria: Sport
godzina: 12:03
Udostępnij:

16.05.2021 Wolne Miasto Warszawa

No i stało się, Robert Lewandowski wyrównał niesamowity i niepobity do tej pory, 49. letni rekord Gerda Mullera, polegający na strzeleniu 40. bramek w jednym sezonie Bundesligi.
Wydarzenie na miarę nie tylko samej ligi niemieckiej, ale robiące wrażenie w całym piłkarskim świecie.

Symptomatyczne, że 40. gola zdobył tak bardzo charakterystycznym dla niego uderzeniem z karnego, bo przecież ich wykonywanie opanował niemal do perfekcji i pewnie już na zawsze taka forma i sposób oddawania strzału z „wapna" – będą nierozerwalnie związane z jego nazwiskiem (tak jak kiedyś legendarnym kreatorem i wykonawcą niezwykłego sposobu ich strzelania został Antonin Panenka).

Po zdobyciu gola, gdy Lewy w bardzo ładnym geście odsłonił na torsie drugą koszulkę z wydrukowaną podobizną Mullera z napisem „4ever Gerd", cały sztab szkoleniowy i piłkarze uhonorowali RL9, tworząc wzdłuż linii bocznej, przy ławce rezerwowych, szpaler, przez który przebiegł oklaskiwany i szczęśliwy Lewandowski.

I tu pojawił się pewien zgrzyt, który ja osobiście też rozumiem, albowiem, po pierwsze taka niespotykana mimo wszystko demonstracja zaburzała rytm toczącego się spotkania, a forma ekspresji radości mogła zostać odczytana jako niestosowna, podobnie jak przeskakiwanie przez piłkarzy poza bandy, opuszczanie boiska, czy zdejmowanie koszulki, które są standardowo karane żółtymi kartkami.

Samo ryzyko otrzymania za to żółtej kartki przez Roberta powinno było powstrzymać Bayern przed taką formą manifestacji gratulacji, albowiem mogło (poprzez automatyczną absencję w kolejnym meczu) zaprzepaścić jego szansę na zdobycie kolejnych bramek i poprawienie rekordu.
Tym bardziej, że nie był to jakiś specjalny, nieoficjalny, jubileuszowy mecz na cześć Lewandowskiego, tylko rutynowe spotkanie ligowe przedostatniej kolejki.

Fetowanie ogromnego skąd inąd sukcesu mogło i powinno było być zaplanowane na czas już po meczu i wtedy hucznie przeprowadzone w dowolnej, prawnie dopuszczonej w pandemii formie, nawet łącznie z wysłaniem go w kosmos przez Elona Muska, gdyby taka była zgodna wola wszystkich zainteresowanych.

A tak, można było odnieść wrażenie, że na murawie odbywają się dwie niezależne imprezy – jakiś mało ważny ligowy mecz i wielka feta na cześć Lewego.

Moim zdaniem mogło i spowodowało to określoną irytację i frustrację graczy z FC Freiburg, dla których już sama utrata bramki musiała być niezbyt miłym doznaniem, nawet jeśli czysto po ludzku podchodząc do tematu i w tym zespole byli zawodnicy, którzy ogólnie życzyli Robertowi pobicia legendarnego rekordu, ale przecież na pewno nie chcieli, by pobił go właśnie w meczu przeciwko nim.

W pewnym sensie piknikowa atmosfera w Bayernie została ostatecznie skarcona przez Freiburg, bo niezwykle lajtowo podchodzący do gry Die Roten w rezultacie mecz zremisowali 2 : 2, za każdym razem tracąc wypracowywane prowadzenie.

Sam Robert w sposób arcy-kuriozalny zaprzepaścił swoją szansę na ustanowienie nowego, samodzielnego rekordowego wyniku wszechczasów, bo... mając piłkę na nodze niemal wbiegając do pustej bramki – zamiast strzelić – to piłkę odbił w drugą stronę.
Odniosłem wrażenie, że pierwszy raz w życiu zadrżała mu noga na myśl o tym, że może odesłać wielkiego Gerda do lamusa.

To może być swego rodzaju pokłosie ogólnoniemieckiej dyskusji, że niemal kultowy dla rzeszy kibiców rekord chcieliby mimo wszystko na zawsze mieć nadal jako czysto germański i tysiącletni.

Dobrze, że Robert dotrwał do końca bez kartki i jest szansa, że w ostatniej kolejce, na stadionie w Monachium, już z zimną krwią strzeli co najmniej jednego gola, tym razem polskiemu bramkarzowi, bo będzie nim prawdopodobnie strzegący bramki Augsburga Rafał Gikiewicz.

Nawet największe rekordy powinny być w końcu pobite i poprawione, bo taka jest idea sportu, rozwoju i dążenia do mistrzostwa, a w tym przypadku podwójnie trzymam kciuki za to, by tak niewiarygodny rekord został poprawiony właśnie przez Roberta Lewandowskiego.

Sądzę również, że już nigdy w życiu Robert nie będzie miał lepszej szansy, by tego dokonać.

To teoretyczne zawahanie Lewego było jak wyciągnięcie ręki do Gerda Mullera i mrugnięcie okiem, mówiące: „No nie mogę strzelić więcej, bo jesteś absolutną legendą i... nie wypada".

Moim zdaniem przez sam szacunek dla Gerda Robert musi strzelić, bo ma do tego potencjał, świetny, wspierający go zespół i kolejny cel do zrealizowania, a Gerd był zbyt wielki, by błagać o litość i nie zasługuje na to, by jego osiągnięcia sztucznie pudrować.

Oczywiście dramatycznie przykre jest to, że aktualnie umierający już i pozbawiony kontaktu ze światem Muller, nie jest świadomy całego zamieszania, a ewentualne pobicie przez Roberta tego rekordu tuż przed jego śmiercią, będzie dla Niemców jakąś wielką niesprawiedliwością w stosunku do tak wielkiego piłkarza.

Gdyby bowiem rekord został pobity już po jego śmierci, Niemcom na zawsze pozostałoby twierdzenie, że Gerd i tak był najlepszy i póki żył, to nie miał sobie równych...

Życzę mu, by jeszcze pożył, choć wydaje się, że obecnie to życie jest dalekie od wyobrażeń mistrza.

Wszystkim fanom Bayernu pozostanie przekonanie, że pobity rekord zostanie w rodzinie, bo poprawia go kolejna, wielka i już niekwestionowana gwiazda, a  z czasem może i nowa, nieśmiertelna ikona Die Roten.

Robert wyjdź, strzel i stań się kolejnym wielkim wyzwaniem dla następnych pokoleń, których miłość do piłki będzie budowana i rozwijana m.in. w oparciu o uwielbienie i podziw dla tak znakomitego i uznanego na całym świecie, legendarnego już w trakcie swojej kariery, piłkarza.

Ja Ja, Polak mały

 

Nowy komentarz
Wpisz treść komentarza
Wpisz treść komentarza
Wpisz podpis
Podpis
Wpisz kod z obrazka
Wpisz kod z obrazka
© Wszelkie prawa zastrzeżone