Po kilku tygodniach bycia warzywem zmarł niejaki Waluś, który został śmiertelnie uderzony (celowo) przez niejakiego Zalesia.
Obaj „dżentelmeni" brali udział w kretyńskiej rywalizacji, szumnie i mylnie nazywanej sportem, a polegającej na... biernym czekaniu aż przeciwnik przywali rywalowi w twarz otwartą dłonią.
Nawet nie będą przytaczał żadnej chorej nazwy nadanej temu prymitywnemu mordobiciu, którego efektem z jednej strony jest trup, a z drugiej dumny z siebie gość, ściskający w łapskach jakiś pucharek, który dostał za spektakularne zabicie człowieka.
Nie wiem kto sankcjonuje prawnie tego typu barbarzyńskie idiotyzmy, ale widząc euforyczne reakcje milionów ekscytujących się różnymi formami tzw. MMA – liczba dewiantów i zwolenników bezsensownego bestialstwa oraz bezmózgiego mordowania – przeraża.