Od kilku miesięcy śledzę, a może raczej obserwuję i próbuję ogarnąć, czyli zrozumieć i wyobrazić sobie dokładniej, informacje o skali śmiertelności na polskich drogach.
Najpierw wydawało mi się, że gołe cyfry niewiele mówią, par excellence ginąc w bezdusznym przepływie informacji i masie zbędnych detali towarzyszących ogłaszanym newsom.
Jednak ogrom tragedii, w większości wynikających z bezmyślności, bezczelności, braku pokory, wiedzy oraz umiejętności, a także będących świadectwem egoizmu i ograniczeń umysłowych sprawców – powodują, że nie da się przechodzić nad nimi do porządku dziennego.
To przecież w każdej chwili może spotkać każdego z nas tylko dlatego, że obok, czy naprzeciw, jedzie debil, morderca, niepoczytalny kretyn i imbecyl, bezpodstawnie przekonany o swojej wyższości, jakiejkolwiek wartości i wyjątkowości.
Jesteśmy otoczeni potworami, których życie, w ich mniemaniu, jest jedynie ważne, istotne oraz lepsze i cenniejsze od życia wszystkich innych dookoła.
Mamy do czynienia z bandytami, którzy w większości są bezkarni w swoim łamaniu zasad bezpieczeństwa i logiki poruszania się po drogach, a swoją bezkarnością stale utwierdzają się w przekonaniu, że są wybrani, mają inne prawa i wszystko im się od życia należy, bez względu na otaczający ich świat i zagrożenie jakim są dla wszystkich dookoła.
W dodatku cześć tych zagrożeń jest wynikiem infantylnej potrzeby zaistnienia za wszelką cenę i pokazaniu wszystkim dookoła swojej... pospolitej wyjątkowości.