Wczoraj późnym wieczorem w Barcelonie, meczem z Almeirą, zakończył swoją wielką karierę Gerard Pique, żywa legenda Blaugrany, który jednak ostatnich tygodni w roli piłkarza Barcelony nie może zaliczyć do najbardziej udanych.
35 latek podjął chyba jedyną słuszną decyzję (aczkolwiek wymagającą mimo wszystko wielkich jaj) o rozwiązaniu swojego kontraktu niemal dwa lata przed jego końcem i definitywnym zawieszeniu butów na kołku.
Oczywista kompletna klęska Blaugrany w rozgrywkach grupowych ligi mistrzów 2022, przypieczętowana remisem z Interem w poprzedniej kolejce – została ostatecznie potwierdzona kompromitującą porażką zespołu w rewanżowym starciu z Die Roten w Barcelonie.
Niestety z paraliżującą powtarzalnością żółtodzioba Barca daje się ogrywać jak juniorek każdemu zespołowi, który ma jakąkolwiek umiejętność realizacji postawionych przed nim założeń taktycznych.
Od kilku dni wrze we wszystkich możliwych kanałach i mediach o kolizji drogowej /wypadku z udziałem Jerzego Stuhra, w którym poszkodowany został motocyklista, a u zasłużonego aktora policyjne detektory wykryły 0,7 promila alkoholu we krwi.
Cała prawica, zwłaszcza ta najbardziej prawa we wszystkich możliwych znaczeniach, ma używanie, bo aktor dał plamę, więc postanowiono go zmieszać z błotem i ukamienować.
EL Clasico dla Realu, pewne i zasłużone 3 : 1 i w zasadzie dominacja nad bezbarwną, bezradną i zagubioną Blaugraną, która od dawna w każdym meczu potwierdza, że nie ma pojęcia jak grać w piłkę.
Ja już prawie nie pamiętam jak poprzednio, wiosną, Barca rzuciła królewskich na kolana ładując im na Santiago Bernabeu 4 : 0, bo po tamtej, słabej Barcie z poprzedniego sezonu – niemal nie ma już śladu – jest o niebo... (albo raczej piekło) słabsza.
A jednak Barca nawet na własnym stadionie nie dała rady Interowi.
Remis (3:3), który tym razem brzmi niemal jak kolejna porażka, dla wielu stanowi bardzo poważny znak zapytania nad sensownością sposobu prowadzenia projektu nowej Barcelony, a nawet jego przyszłości.