Nasz kochany kraj stał się już tak bardzo suwerenny i złożony z absolutnie wolnych i niezależnych od nikogo obywateli, że każdy samodzielnie decyduje co, jak i gdzie będzie robił, nie zważając na żadne prawa, postanowienia sądowe ani dobro ogólne.
Zbliżające się święto Niepodległości, które kiedyś wydawało się dniem radości odczuwanej przez naród w związku z kolejną rocznicą powrotu Polski na mapy świata, pozwalającego odzyskać i krzewić naszą tożsamość i jedność – dzięki separatystycznym pisdzielcom – stało się dniem hańby, wojny, bandyckich napadów i wybryków oraz chuligańskich ekscesów przeprowadzanych w ramach rządowego przyzwolenia na demolowanie wszystkiego i faszystowskie oraz rasistowskie promowanie niezależnych od nikogo prawdziwych Polaków.
Arcy humanitarne podejście wielu do politycznie sterowanego holokaustu szykowanego na naszej wschodniej granicy przez Łukaszenkę – jest dokładnie tym, na co liczy ten, kolejny przekonany o swojej nietykalności i absolutnej władzy dyktator.
Pułapka jaką zastawia na wszystkich próbujących kierować się teoretycznie ludzkimi odruchami – powoli, aczkolwiek systematycznie, zaczyna zaciskać swoją morderczą pętlę.
Teoretycy humanizmu, dający się złapać w sidła współczucia i empatii oraz impulsywnej, niepowstrzymanej potrzeby jednorazowej pomocy - są gotowi z pazurami rzucić się na wszystkich, którzy mówią: myślcie i przewidujcie, a nie tylko reagujcie emocjonalnie.
To, że zbierani podstępnie z całego świata „nieszczęśliwi" i uciskani przez życie – są nagle zakochani w Polsce (jako jedynej we wrzechświecie arkadii i krainie wiecznej szczęśliwości) – nie mając o niej zielonego pojęcia... i nagle tłumnie zjawiają się u jej wrót właśnie teraz – wymaga głębokiej analizy i rozwagi, a nie pochopnych i przypadkowych gestów, które mogą spowodować nieodwracalne skutki dla wszystkich.
06.10.2021 Wolne Miasto Warszawa
Dla dobra i ochrony pisdzielskiej władzy - na czuwaniu stale jest trzymany w gotowości jej wierny aparatczyk i niezłomny druh Ryszard Terlecki, od zarania swojej teoretycznie świadomej aktywności wykrzykujący: „mejk PIS not łor".
To dość zadziwiająca i wyjątkowo zaskakująca konsekwencja w głoszeniu haseł przez kogoś, kto niczym chorągiewka ustawia się zawsze do wiejących wiatrów, aczkolwiek w zasadzie można uznać, że nawet (a w zasadzie zwłaszcza) na dragowym haju był zwolennikiem i orędownikiem życia w komunie.
Jednak wierność głoszonym systemom wartości tradycyjnie trwa u niego tylko tyle, ile uznaje, że pozwala mu to na oderwanie się od rzeczywistości i przejście w stan kompletnego odurzenia i upojenia, zapewniających zerwanie jakichkolwiek logicznych więzi z realnym światem.
Ale za każdym razem dawało mu to i daje nadal poczucie bycia kimś innym, lepszym od innych i nietykalnym.
Stary hipisowski „Pies", wyglądający kiedyś jak koker spaniel, od dawna przypomina bardziej wizerunki umieszczane na butelkach z denaturatem (co mnie nie dziwi zupełnie i potwierdza, że dawanie w żyłę i w szyję zabija), choć stale, konsekwentnie udaje, że hasło Memento Mori, wcale go nie dotyczy.
Hiszpanie, w ramach kultywacji swojej historycznej spuścizny – lubują się w bestialskim mordowaniu zwierząt, zwłaszcza byków.
Zupełnie niezrozumiałe zamiłowanie do patrzenia na powolną śmierć byka w niewyobrażalnym stresie i męczarniach (corrida) – tłumaczy może barbarzyńskie podboje i rzezie dokonywane przez zdziczałych i szubrawych konkwistadorów, ale w żaden sposób nie pozwala zrozumieć, czemu w XXI wieku, nadal, pozwala się na takie zachowania i podtrzymywanie nieludzkiej tradycji.
Jeśli to ma być dowód na to, że ta kultura tylko tak może przetrwać, to może najwyższy czas, by definitywnie upadła.
Kilkunastu najemnych dręczycieli wspierających jednego pseudo gwiazdora w rajtuzach i machającego czerwoną pelerynką, odpowiada za prowadzenie rozciągniętej w czasie i haniebnej egzekucji maltretowanego zwierzęcia.
To swego rodzaju mord rytualny dokonywany w ramach bezdusznej religii wywodzącej się z... zupełnie innej, nieeuropejskiej cywilizacji.
Wszystko to na oczach rozkosznie rozbawionej gawiedzi, która niejednokrotnie ma czelność chełpić się niezwykle błękitną krwią płynącą w ich żyłach.
Są sportowe wydarzenia, które przechodzą do historii i powodują nieustające zachwyty nad umiejętnościami i sprawnością oraz kunsztem sportowym poszczególnych zawodników, a czasem i całych drużyn.
Wczoraj przykład takiej sytuacji mieliśmy w Moenchengladbach, gdzie miejscowa Borussia rozstrzelała naszpikowany gwiazdami i rozpędzony Bayern Monachium, który od dwóch lat budzi ciągły respekt u wszystkich, najlepszych nawet drużyn piłkarskich na świecie.
Gospodarze, w drugiej rundzie Pucharu Niemiec, zmasakrowali utytułowanych rywali 5 : 0, nie pozwalając im dosłownie na nic, poza bezradną frustracją i rozpaczliwym ośmieszaniem się całej zagubionej we mgle brygady Die Roten.
Bayern grał, co ja piszę - nie grał, niczym amator, po balu, z okładem na głowie, po wzięciu całej garści wszystkich możliwych środków uśmierzających świadomość i styczność z rzeczywistością.
W tym samym momencie Borussia jako zespół zagrała swoją życiówkę, znakomicie nastawiona, prowadzona i kontrolowana przez swojego trenera Adi Huttera.