Bezkarni mordercy i bandyci za kierownicą ciągle zabijają i usiłują zabójstw.
Codziennie obserwujemy ogrom głupoty, bezmyślności, nieodpowiedzialności i premedytacji z jaką na naszych drogach prezentują zapatrzeni w siebie bezczelni, skretyniali ignoranci, którym wydaje się, że są najwybitniejsi, wyjątkowi i lepsi od wszystkich pozostałych uczestników ruchu.
I to tylko dlatego, że są niedorozwinięci umysłowo, zakompleksiali, cierpiący na brak poczucia swojej wartości i marzą o tym, by zwrócić na siebie uwagę, bo w ich ćwierć móżdżkach sądzą, że to może komukolwiek zaimponować.
To już nie jest tylko kwestia zobojętnienia i poczucia bezkarności tych, którzy nie nadają się do życia w społeczeństwie.
To jest jawne i aktywne dążenie do wyrządzenia krzywdy innym, łącznie z ewidentnym, świadomym planowaniem morderstwa.
Jeśli ktokolwiek chciałby uznać, że takie działania wynikają z nieświadomości takich pseudo kierowców, to natychmiast należałoby ich z kolei ubezwłasnowolniać, bo w takim razie nie mają już żadnego kontaktu z rzeczywistością.
W ten weekend w Bundeslidze rozgrywano mecze 22 kolejki. Dochodzimy do fazy, w której każdy zaczyna coraz bardziej drobiazgowo liczyć każde zdobyte lub stracone oczko.
Dla kilku zespołów z czubka tabeli to są niezwykle wymierne przychody, które mogą się pojawić, gdy zajmą miejsca dające prawo gry w różnych pucharach europejskich, z ligą mistrzów na czele.
Zespoły z dolnej części stawki walczą o swoje być albo nie być w tej klasie rozgrywkowej, a czasem jednocześnie w ogóle o swój byt, bo spadek z ligi może również oznaczać pogłębiające się tarapaty finansowe, nawet większe od kryzysu sportowego.
Ciekawą strategię zaprezentowali włodarze Borussi Dortmund, którzy na początku tygodnia oznajmili, że od przyszłego sezonu zespół poprowadzi aktualny trener... Borussi Moenchengladbach Marco Rose.
Ruch po dwakroć cwany, sprytny i bezczelny w swojej przebiegłości, choć w moim odczuciu mało elegancki, ale rywalizacja w lidze to jest wojna, a nie słodkie imieniny u babci.
Kilka dni temu (5) podczas turnieju w Doha (Katar) Bayern Monachium przypieczętował swoją hegemonię we wszystkich możliwych rozgrywkach sezonu 2019/2020.
Co prawda wygrana z meksykańskim Tigres UANL nie była jakimś epokowym widowiskiem i pokazem jakiejś niesłychanej wirtuozerii, ale potwierdziła, że Die Roten byli w ciągu całego minionego sezonu niezwykle skuteczni i efektywni, zwłaszcza w momentach najważniejszych.
Ten mecz miał przede wszystkim znaczenie symboliczne, bo wygrana wprowadziła ten zespół Bayernu do historii i umieściła go wśród zespołów legendarnych, które potrafiły osiągnąć absolutnie wszystko.
Dość powiedzieć, że jedynym zespołem, który dokonał tego przed Die Roten, była Barcelona Peppa Guardioli jedenaście lat wcześniej.
Warte podkreślenia jest to, że osiągnięcie to potwierdza wyjątkowość zespołu, który w tak wyrównanej stawce najsilniejszych zespołów świata, potrafił przez tak długi czas utrzymać formę na tyle wysoką, że pozwalającą mu przez niemal 20 miesięcy wygrywać najistotniejsze mecze.
Mecze toczone na niemieckich boiskach w ten weekend po raz kolejny pokazały tendencję zbliżającą nas do końcowych (choć na pewno jeszcze nie całkiem ostatecznych) rozstrzygnięć kształtujących układ tabeli.
W przeważającej większości zespoły potwierdziły prezentowany ostatnio poziom jaki aktualnie reprezentują.
Wśród największych rozczarowań, aczkolwiek niestety zupełnie bez żadnej niespodzianki, plasuje się Borussia Dortmund, która we Freiburgu, do tego w słabym stylu, przegrała 2 : 1. Niestety potwierdziły się moje obawy, że nerwowe zwolnienie Luciena Favre'a i przekazanie prowadzenia drużyny Edinowi Tenzicowi, to nie był dobry pomysł.
Pomimo wielkiej chęci zapomnienia o temacie zamieszania z hotelem Malinowy Zdrój, w związku z kolejnymi pełnymi nienawiści atakami wymagającej nagłego leczenia Pawłowicz na wszystkich dookoła, trudno zachować spokój i udawać, że nic się nie stało.
Jeśli ktokolwiek miał jakiekolwiek wątpliwości, czy sędziwa matrona poczuje smród jaki wydzieliła i myślał, że ona cokolwiek zrozumie, to musiał być tak zaaferowany zapisywaniem się na szczepienia, że w ogóle nie zauważył krzewienia znakomitych, narciarskich, rodzinnych tradycji niejakiej Emilewicz.
Nie wiem, czy to kąpiel borowinowa była za gorąca, czy błoto za luźne i wlało się nie tam gdzie trzeba, ale jad, którym pluje najprawdziwsza z Polek, zżera już wszystkich w promieniu 500km od Solca Zdroju.