Po ostatnich euforycznych chwilach sprzed ponad dwóch tygodni, gdy dzielni Szerpowie w świetnym stylu po raz pierwszy zimą zdobyli Czogori, K2 nadal, tradycyjnie, pokazuje swoje zdradzieckie i groźne, śmiertelne oblicze.
Trwające od trzech dni poszukiwania trzech zaginionych himalaistów, którymi są Muhammad Ali Sadpara, John Snorri & JP Mohr, już w zasadzie prowadzone są niemal tylko pro forma, bo prawdopodobnie oni nie żyją już od piątku.
Jeśli dodamy do tego śmierć Atanasa Skatowa sprzed tygodnia, podczas schodzenia po rezygnacji z ataku szczytowego oraz śmierć Sergio Mignote niecałe trzy tygodnie temu, to mamy tragiczny obraz niebezpieczeństw czyhających tam na odważnych himalaistów.
Kilka dni temu z próby walki o szczyt wycofała się też Polska himalaistka Magdalena Gorzkowska, którą pokonało bardzo silne zatrucie pokarmowe.
Wszyscy ci, którzy twierdzą, że góra jest już pokonana i wchodzi się na nią jak na Giewont, muszą uzmysłowić sobie, że tegoroczny zimowy (tak naprawdę pierwszy możliwy) bilans wejść na ten szczyt i tragicznych śmierci wynosi... 50%.
Docierają do nas informacje, że w Solcu Zdroju doszło do pożaru Hotelu Malinowy Zdrój.
Pożar szczęśliwie ugaszono, nikomu nic się nie stało tylko, że około stu ewakuowanych gości przebywało, łamiąc prawo, w hotelu, który również łamiąc prawo, został otwarty ponad dwa tygodnie temu, chociaż (dopiero według informacji i decyzji rządu z przed trzech dni) do 12 lutego miał być zamknięty ze względu na obostrzenia związane z pandemią corona wirusa.
Spodziewam się, że PIS tradycyjnie potępi i surowo ukarze właścicieli-buntowników oraz gości hotelowych z rozmysłem łamiących prawo.
Jednym z gości była najuczciwsza na świecie Krystyna Pawłowicz, sędzia tak zwanego Trybunału Konstytucyjnego, zawsze wszystkim dookoła zarzucająca łamanie prawa, prywatę, zdradę, niemoralność, nieuczciwość i podłość.
Nie jestem w stanie zrozumieć logiki działania tego kraju i prawa, które teoretycznie ma nas chronić przed tymi, którzy je łamią.
Właśnie wyczytałem, że gość, który był na lewo „zatrudniony" w komisie samochodowym, a który bezprawnie „pożyczył" sobie wstawiony do sprzedaży tam samochód i go rozbił, nie poniesie żadnych konsekwencji.
Ja już pomijam jakieś kretyńskie prawnicze określenia, że „dokonał zaboru w celu krótkotrwałego użycia"...
Takim malutkim, dodatkowym drobiazgiem jest fakt, że samochodem tym był Mclaren 650S, wyceniany na ca. 0,7mln, a oryginalnie kupiony jako nowy za prawie drugie tyle.
Samochód nie miał ubezpieczenia, nie mógł poruszać się po drogach, a gość prawa wyjechać nim poza komis.
Abstrahuję już od bezczelności idioty przekonanego o swoim mistrzostwie i pewności, że jak tylko dadzą mu bolid, to Robert Kubica niech się chowa, bo tu się marnuje prawdziwy, niedoceniony talent.
Gość ukradł samochód (wcale nie jest powiedziane, że by wrócił do komisu) i... na najbliższym rondzie, znajdującym się kilkaset metrów dalej – owinął Mca wokół drzewa, zmieniając go w kupę dymiącego złomu.
Co prawda nie jestem jakimś wielkim fanem kolarstwa, choć na rowerze jeździłem jeszcze zanim poszedłem do szkoły, ale w czasach początków mojej nauki król był tylko jeden i był nim Ryszard Szurkowski.
Dzisiejsza informacja o jego śmierci, poprzedzonej przecież tragedią związaną z wypadkiem sprzed trzech lat, w bardzo smutny sposób zamyka pewien rozdział w polskim sporcie.
Przy całym szacunku dla wszystkich tych wielkich, którzy ścigali się wraz z nim, czy nieco później (Stanisław Szozda, Tadeusz Mytnik, Czesław Lang, Zenon Jaskuła), to Szurkowski był absolutnym numerem jeden, i to nawet podczas naszej, podwórkowej gry w kapsle, w ramach której „będąc" Szurkowskim już było się o krok bliżej do zwycięstwa.
Wielki szacunek, podziękowanie i żal, że to już był ostatni etap Panie Ryszardzie...
Teraz trasa wiedzie przez Niebieskie szosy, ale zawsze będziemy pamiętali jak mknie Pan do mety w żółtej koszulce lidera.
W obliczu szalejącej pandemii i bezradności suwerennej władzy w poradzeniu sobie z nieistniejącą, a raczej dzielnie pokonaną już przez nich, według zapewnień z kwietnia 2020 zarazą – niezłomny eks marszałek nawołuje do poświęcenia wszystkiego co mają wszystkich niezwiązanych z obozem dobrej zmiany.
W swojej bezczelności wynikającej z byciem przy korycie i czerpaniem niezależnie od światowej koniunktury stałych zysków z bycia częścią suwerennego układu – oczekuje, by wszyscy uczciwie pracujący i samodzielnie troszczący i odpowiedzialni za zarabianie pieniędzy oraz utrzymanie swoich rodzin przestali to robić, w imię większej wartości, jaką jest podporządkowanie się kretyńskim, bezmyślnym i niespójnym, a co najważniejsze bezprawnym zarządzeniom hegemona.
To, że nowe pseudo elity mają głęboko w odbycie narzucane maluczkim prawa, łamiąc je i nieustannie naginając tak, by im pasowało, to już jest dobrze zmieniony standard, którego już nawet nie próbują ukrywać.