Różowa łuna.Za gór horyzontemPowoli gaśnieDzień
Dłoń stale pieszczot gorących spragnionąDo ust pożądaniem wilgotnych przytykam.Głęboki, aż do samego bólu, oddech biorę,A potem wolno i lekko powieki przymykam
Głęboki ukłon przed płynną naturąSkładam wtulony w milczenie wieczorneU stóp jej odwiecznych żywiołów wytworu
Wielobarwny miękki zapachW bukiet spięty jasną wstęgą,Która czule, niby rękąChce je objąć wszystkie – kwiaty
Mówili świat to słońce jestI ciepły wiatr, i życie nowe.Lecz także deszcz wprost w twoją twarz,Samotny marsz wśród mgły lodowej
W jej oczach radości dwa ognie migocą.Gdy uśmiech jej usta rozchyla na chwilę,By głosu ornament podarować światu
Grzywą potrząsa jak lew dumny prawie,Gdy galop królewski wycisza na moment.Skóra lśni w słońcu niczym oko pawie,Zdyszana piana chrapy gorącem rozsadza
Suweren lepszy nam powstał,Z sortów dziwnych sklejany.Gorszym mało kto umiał zostać,No i mamy, co mamy
W upadłej miłości ramionach ukrytyStrach przed jutrzejszym światła powstaniemNadaje pojęciu duszy sens, ale pytanieO życia istotę zostaje otwarte
Lat tyle w swym domu bezdomni,Uczeni do słów słowa dobieraćStaliśmy, niczym dzieci bezbronni,Czekając na miłość, a teraz...
Pomiędzy palcami twego zagubieniaCieniutkim strumyczkiem czas stale przecieka.Nie mogąc znaleźć celu i sensu istnienia,Wciąż czekasz, chcąc spotkać i w sobie człowieka
Rany w sercu niemałe,Innych szukałeś obrazów.Chwile z życia już całePamięć gubi od razu
W lodowych serc pustynię wiecznąKosmykiem światła spływa milczenie.Z odległych światów, zza Drogi MlecznejMych braci głosy, choć głosów cienie
Wymyśliłem cię skrycie pośród gór wysokichI samotnych spacerów przy słońca zachodzie.W pogodzie i smutku, eksplozji radościI łzach niepohamowanych dni wieńczących wiele
Spójrz za oknem Pani ZimaRazem z bratem Panem Mrozem,Już po rękę sobie chodzi
Siedzący niepewnie na życia krótkiego obrzeżu,Który z bojaźnią spoglądasz i w przeszłość i w przyszłość,Który przestałeś w cokolwiek pod słońcem już wierzyć,Nie zapominaj o swoich marzeniach najskrytszych
Pejzaż złapany króciutkim ujęciemNa białym papieże zostawiasz na zawsze,Chwyciwszy w kadru gorące objęciaChwile minione, życie ciekawsze
Witaj, Poranku, pochmurny i smutnyW wilgotnej poświacie topniejącej nocy.Tak wczoraj odległe nagle jesteś, Jutro,Bliskie zarazem i tak bardzo mi obce