Jesteśmy w przededniu baraży do Mistrzostw Świata w piłce nożnej w Katarze.
Tradycyjnie mocarstwowe ambicje wszystkich naiwnych, stale bezpodstawnie wierzących w jakąś nadprzyrodzoną moc, siłę i umiejętności Polaków, którzy z jakichś (niesprecyzowanych nigdy przez nikogo) przyczyn mieliby być narodem wybranym również i w piłce nożnej – po raz kolejny prowadzą do oczywistej frustracji, zawodu i żalu, że znowu coś poszło nie tak.
Na naszych oczach zdaje się urzeczywistniać cyklicznie celebrowany i niezmiennie, nieustannie historycznie potwierdzany, swoisty schemat nabudowywania oczekiwań, dmuchania balonika, prężenia muskułów i grożenia wszystkim palcem, a potem szukania winnych kolejnej narodowej tragedii i klęski.
Nieuprawnione moim zdaniem przyznawanie piłce nożnej statusu sportu narodowego prowadzi do sztucznego budowania wrażenia, że są jakieś (jakiekolwiek) logicznie wytłumaczalne i klarowne dowody na choćby potencjalne nawet szanse Polski na bycie hegemonem nie tylko w „kopanej", ale w ogóle w... czymkolwiek.
W ramach obchodów Dnia Niepodległości odbywa się państwowy pochód- marsz obrońców ich cywilizacji, prowadzony na przekór wszystkim zacofanym Europejczykom, nieświadomym roli i powołania biało-czerwonych, chrześcijańskich herosów.
Niejaki Bąkiewicz, starający się wyglądać na przeora tej groźnej krucjaty, zagrzewa współwiernych do siły, wytrwałości i konsekwencji w „niesieniu KRUŻGANKA oświaty i cywilizacji łacińskiej na Zachód"...
Jak rozumiem historyczne zasługi tych linii rodowych, z których wywodzą się wszyscy go popierający - sięgają już o wiele dalej niż nam się do tej pory wydawało.
Nasz kochany kraj stał się już tak bardzo suwerenny i złożony z absolutnie wolnych i niezależnych od nikogo obywateli, że każdy samodzielnie decyduje co, jak i gdzie będzie robił, nie zważając na żadne prawa, postanowienia sądowe ani dobro ogólne.
Zbliżające się święto Niepodległości, które kiedyś wydawało się dniem radości odczuwanej przez naród w związku z kolejną rocznicą powrotu Polski na mapy świata, pozwalającego odzyskać i krzewić naszą tożsamość i jedność – dzięki separatystycznym pisdzielcom – stało się dniem hańby, wojny, bandyckich napadów i wybryków oraz chuligańskich ekscesów przeprowadzanych w ramach rządowego przyzwolenia na demolowanie wszystkiego i faszystowskie oraz rasistowskie promowanie niezależnych od nikogo prawdziwych Polaków.
Arcy humanitarne podejście wielu do politycznie sterowanego holokaustu szykowanego na naszej wschodniej granicy przez Łukaszenkę – jest dokładnie tym, na co liczy ten, kolejny przekonany o swojej nietykalności i absolutnej władzy dyktator.
Pułapka jaką zastawia na wszystkich próbujących kierować się teoretycznie ludzkimi odruchami – powoli, aczkolwiek systematycznie, zaczyna zaciskać swoją morderczą pętlę.
Teoretycy humanizmu, dający się złapać w sidła współczucia i empatii oraz impulsywnej, niepowstrzymanej potrzeby jednorazowej pomocy - są gotowi z pazurami rzucić się na wszystkich, którzy mówią: myślcie i przewidujcie, a nie tylko reagujcie emocjonalnie.
To, że zbierani podstępnie z całego świata „nieszczęśliwi" i uciskani przez życie – są nagle zakochani w Polsce (jako jedynej we wrzechświecie arkadii i krainie wiecznej szczęśliwości) – nie mając o niej zielonego pojęcia... i nagle tłumnie zjawiają się u jej wrót właśnie teraz – wymaga głębokiej analizy i rozwagi, a nie pochopnych i przypadkowych gestów, które mogą spowodować nieodwracalne skutki dla wszystkich.
06.10.2021 Wolne Miasto Warszawa
Dla dobra i ochrony pisdzielskiej władzy - na czuwaniu stale jest trzymany w gotowości jej wierny aparatczyk i niezłomny druh Ryszard Terlecki, od zarania swojej teoretycznie świadomej aktywności wykrzykujący: „mejk PIS not łor".
To dość zadziwiająca i wyjątkowo zaskakująca konsekwencja w głoszeniu haseł przez kogoś, kto niczym chorągiewka ustawia się zawsze do wiejących wiatrów, aczkolwiek w zasadzie można uznać, że nawet (a w zasadzie zwłaszcza) na dragowym haju był zwolennikiem i orędownikiem życia w komunie.
Jednak wierność głoszonym systemom wartości tradycyjnie trwa u niego tylko tyle, ile uznaje, że pozwala mu to na oderwanie się od rzeczywistości i przejście w stan kompletnego odurzenia i upojenia, zapewniających zerwanie jakichkolwiek logicznych więzi z realnym światem.
Ale za każdym razem dawało mu to i daje nadal poczucie bycia kimś innym, lepszym od innych i nietykalnym.
Stary hipisowski „Pies", wyglądający kiedyś jak koker spaniel, od dawna przypomina bardziej wizerunki umieszczane na butelkach z denaturatem (co mnie nie dziwi zupełnie i potwierdza, że dawanie w żyłę i w szyję zabija), choć stale, konsekwentnie udaje, że hasło Memento Mori, wcale go nie dotyczy.