Ostatnie decyzje i wyroki niekonstytucyjnego TK, w sprawie zakazu aborcji e tym kraju, podejmowane w imię prawdziwej Polski, zdają się próbować windować najbardziej Polską z polskich nie-matek na pozycję co najmniej równą Bogu, którego teoretycznie wielbi.
Bo jedynie to może tłumaczyć (ale broń Boże nie usprawiedliwiać) tak nieludzkie podejście do ludzi.
Co prawda w jej pustym, żałosnym, samotnym i nieszczęśliwym życiu, pozbawionym miłości, bliskości i ciepła, jakie może dać tylko głęboka relacja z innym człowiekiem – jedyną rzeczą jaka może jako tako chronić od zwariowania do reszty, faktycznie mogłaby być wzniosła religijność.
Sądzę jednak, że w tym przypadku, ktoś kto nigdy nie przeżywał miłości, nie odczuwał żadnych niezwykłych i wzniosłych uczuć w relacji z drugim człowiekiem, próbuje na pokaz, oszukując samą siebie, wmówić sobie i wszystkim innym, że jest w stanie znaleźć w jej próżni jakiekolwiek pozytywne i wyższe emocje.
To że w PIS znalazła ukojenie i drogę do zbawienia wydaje się być całkiem naturalne, bo jej ziemski guru, który stworzył ten cały bałagan, ma dokładnie taką samą mentalność i poziom emocjonalnego niedorozwoju.
Pseudo trybunał pseudo demokracji ogłosił oficjalnie swoje pseudo prawo.
Suwerenna władza, w imię zapewniania wszystkim wolności, właśnie wymyśliła, że to tylko ona będzie decydować, czy i jakie dzieci mamy rodzić i wychowywać.
Obywatele nie mają już prawa samodzielnie określać w jakich rodzinach chcą i mogą żyć oraz jaką odpowiedzialność brać za swoje życie i życie swoich najbliższych.
Pod arcy fałszywymi hasłami ochrony życia dyktatura przejmuje pełną kontrolę nawet nad życiem intymnym swoich poddanych.
Za chwilę będą decydować kto z kim może sypiać, jak często uprawiać seks i w jakich pozycjach.
Specjalna kościelna komisja będzie siedzieć przy łóżkach kochanków i oceniać czy ewentualnie wykrzyczane w ekstazie: „O, Boże" nie było nadaremno, bo albo nie zwiastowało ciąży, albo plugawe szczytowanie nie było poprzedzone kilkoma zdrowaśkami za ojczyznę.
W ostatni weekend na boiskach Bundesligi odbyła się pierwsza kolejka rundy wiosennej rozgrywek.
Mogliśmy utwierdzić się w przekonaniu, że pandemiczny rok ma ogromny wpływ na formę i stabilizację większości zespołów.
Widać, że utrzymanie jednolicie wysokiego poziomu stanowi dla zespołów nie lada wyzwanie, co powoduje, że praktycznie wszyscy grają w kratkę i w zasadzie można się spodziewać wszelkich wyników.
Od kilku dni większość z nas jest pod wrażeniem wyczynu jakiego dokonali Nepalscy Szerpowie, wchodząc zimą „ręka w rękę", chyba w dziesięciu, na drugi co do wysokości szczyt świata, czyli K 2, 8611m w Karakorum.
Wydarzenie tym bardziej doniosłe, że dokonane przez samych Szerpów, traktowanych wielokrotnie tylko jako pomocników, przewodników, tragarzy sprzętu, budowniczych obozów, rozpinaczy poręczówek i drugorzędnych uczestników wspinaczki, którym się płaci za usługiwanie wielkim gwiazdom światowego himalaizmu.
Podejście, sądzę, że z jednej strony wielce rasistowskie, z drugiej absolutnie nieuprawnione i niesprawiedliwe, bo to, moim zdaniem, właśnie dzięki nim wspinanie w Himalajach i Karakorum jest w ogóle możliwe, a większość wypraw ma szansę gdziekolwiek dojść i potem wrócić.
Pragnę przypomnieć, że pierwszego wejścia na najwyższą górę świata Czomolungmę (u nas nazwaną Mount Everest, 8848m) dokonali 29 maja 1953r. wspólnie Nowozelandczyk Edmund Hillary i Szerpa Tenzing Norgay.
Właśnie zakończyła się, moim zdaniem, haniebna prezydentura w USA.
Poza ponad połową amerykanów, z ulgą odetchnęło chyba kilka miliardów ludzi na całym świecie, dla których ostatnie pięć lat w wydaniu Ameryki – stanowiło koszmarny sen w skretyniałej rzeczywistości.
Oczywiście powrót do normalności w USA martwi zapewne Putina i jego kumpli, co również oznacza, że Orban i mały vice grający na dudach, są w wielkim smutku i nieutulonym żalu po stracie takiego, równie nieodpowiedzialnego kompana.
Problemem jest to, że idol naszego suwerena, nie dość, że nie potrafił z godnością uznać zasłużonej porażki z rozumem, to zaczął, zgodnie z wyznawaną przez siebie i swoich rosyjsko-węgiersko-polskich naśladowców polityką – dążyć do doprowadzenia do wojny domowej w swoim kraju.