Nie jestem w stanie zrozumieć logiki działania tego kraju i prawa, które teoretycznie ma nas chronić przed tymi, którzy je łamią.
Właśnie wyczytałem, że gość, który był na lewo „zatrudniony" w komisie samochodowym, a który bezprawnie „pożyczył" sobie wstawiony do sprzedaży tam samochód i go rozbił, nie poniesie żadnych konsekwencji.
Ja już pomijam jakieś kretyńskie prawnicze określenia, że „dokonał zaboru w celu krótkotrwałego użycia"...
Takim malutkim, dodatkowym drobiazgiem jest fakt, że samochodem tym był Mclaren 650S, wyceniany na ca. 0,7mln, a oryginalnie kupiony jako nowy za prawie drugie tyle.
Samochód nie miał ubezpieczenia, nie mógł poruszać się po drogach, a gość prawa wyjechać nim poza komis.
Abstrahuję już od bezczelności idioty przekonanego o swoim mistrzostwie i pewności, że jak tylko dadzą mu bolid, to Robert Kubica niech się chowa, bo tu się marnuje prawdziwy, niedoceniony talent.
Gość ukradł samochód (wcale nie jest powiedziane, że by wrócił do komisu) i... na najbliższym rondzie, znajdującym się kilkaset metrów dalej – owinął Mca wokół drzewa, zmieniając go w kupę dymiącego złomu.
Co prawda nie jestem jakimś wielkim fanem kolarstwa, choć na rowerze jeździłem jeszcze zanim poszedłem do szkoły, ale w czasach początków mojej nauki król był tylko jeden i był nim Ryszard Szurkowski.
Dzisiejsza informacja o jego śmierci, poprzedzonej przecież tragedią związaną z wypadkiem sprzed trzech lat, w bardzo smutny sposób zamyka pewien rozdział w polskim sporcie.
Przy całym szacunku dla wszystkich tych wielkich, którzy ścigali się wraz z nim, czy nieco później (Stanisław Szozda, Tadeusz Mytnik, Czesław Lang, Zenon Jaskuła), to Szurkowski był absolutnym numerem jeden, i to nawet podczas naszej, podwórkowej gry w kapsle, w ramach której „będąc" Szurkowskim już było się o krok bliżej do zwycięstwa.
Wielki szacunek, podziękowanie i żal, że to już był ostatni etap Panie Ryszardzie...
Teraz trasa wiedzie przez Niebieskie szosy, ale zawsze będziemy pamiętali jak mknie Pan do mety w żółtej koszulce lidera.
W obliczu szalejącej pandemii i bezradności suwerennej władzy w poradzeniu sobie z nieistniejącą, a raczej dzielnie pokonaną już przez nich, według zapewnień z kwietnia 2020 zarazą – niezłomny eks marszałek nawołuje do poświęcenia wszystkiego co mają wszystkich niezwiązanych z obozem dobrej zmiany.
W swojej bezczelności wynikającej z byciem przy korycie i czerpaniem niezależnie od światowej koniunktury stałych zysków z bycia częścią suwerennego układu – oczekuje, by wszyscy uczciwie pracujący i samodzielnie troszczący i odpowiedzialni za zarabianie pieniędzy oraz utrzymanie swoich rodzin przestali to robić, w imię większej wartości, jaką jest podporządkowanie się kretyńskim, bezmyślnym i niespójnym, a co najważniejsze bezprawnym zarządzeniom hegemona.
To, że nowe pseudo elity mają głęboko w odbycie narzucane maluczkim prawa, łamiąc je i nieustannie naginając tak, by im pasowało, to już jest dobrze zmieniony standard, którego już nawet nie próbują ukrywać.
Nie wiadomo po jaką cholerę, ni stąd, ni z owąd mały vice wydał oświadczenie, w którym stwierdził, że kretyński kontrakt na zakup respiratorów, nie wzbudził żadnych wątpliwości u służb specjalnych, rekomendujących zawarcie tej umowy.
Co więcej, wymienione służby dokładnie prześwietliły całą sprawę, również w sytuacji, gdy kontrakt nie został zrealizowany, a pieniądze zniknęły... i znowu nie stwierdziły żadnych nieprawidłowości.
Zastanawiam się czy mały vice zgłupiał już do reszty i kompletnie przestał panować nad własnym umysłem, czy uważa, że to wszyscy obywatele są takimi samymi idiotami, jak ci, którymi się szczelnie otoczył.
Równocześnie odnoszę wrażenie, że nasz kraj osiągnie już niedługo status państwa idealnego zdaniem suwerena, bo odnowiona, własna prokuratura, we współpracy z własnymi służbami, niezwykle pozytywnie ocenia działania własnego rządu.
Z prawdziwym przerażeniem przeczytałem dziś żenujące, karygodne, chamskie i prostackie bluzgi tego niezależnego podobno reżysera samouka, skierowane w stronę osób biorących udział w demonstracjach organizowanych w ramach Strajku Kobiet.
Co prawda niewiele treści dało się wyłowić z tej emocjonalnej kloaki, co chwila przerywanej kurwieniem na wszystkich walczących o wolność i niezależność, ale moja wrodzona, dziedziczna inteligencja pozwala mi przypuszczać, że jest absolutnie przeciwny takim wartościom.
Nazywanie uczestników marszów „cycatymi cwelami" oraz przyrównywanie ich do pedofilów, trzeba chyba traktować jako efekt pewnych dysfunkcji autora tych słów, związanych prawdopodobnie z problemami ze wzrokiem (może czas zmienić okulary na sporo mocniejsze) i niespecjalnie pełnym, skutecznym i zakończonym samokształceniem, które ujawnia zatrważające braki w wiedzy ogólnej i rozumieniu otaczającego go świata.
Chyba, że wieszczone marsze pedofilów są znanymi mu już przeciekami dotyczącymi nadciągającego powszechnego buntu kleru.